sobota, 16 stycznia 2016

Trochę wyjaśnień. I początek rozdziału.

Hej wam. Na początku chciałam się pochwalić że Immortal City ma już 1800 wyświetleń. Dziękuję. Rozdział taki trochę dziwny bo natknęłam się na dziwną piosenkę przy jego pisaniu. Ale to nieistotne, ważne że jest. Czekam na wasze komentarze :) Aha, i przepraszam was za to że pojawia się tak późno.
--------------------
Ir
Stałam przed lustrem wiszącym na drzwiach od mojej szafy. Lucy pomogła mi upiąć moje długie włosy w elegancki kok i przyczepiła wsuwkami diadem. Ugh, już go nie cierpię. Założyłam suknię od mojej matki. Była długa, po ziemię, bez rękawków, czarna ze złotym paskiem u dołu. Od pasa w dół była rozkloszowana, u góry miała gorset z piór. Wyglądały jak prawdziwe, różniły się tylko tym, że były całe czarne ze złotymi plamkami. Do tego założyłam wysokie, również czarne szpilki. Mimo wszystko czegoś mi brakowało.
-Makijaż. - powiedziałam sama do siebie klepiąc się ręką w czoło. Weszłam do łazienki i wyjęłam kosmetyczkę. Zaczęłam nakładać czarny cień na powieki. Tym razem nie na całą. Kreski też nie były takie grube jak zawsze. Po kilku poprawkach wyszło dobrze. Popatrzyłam sobie w oczy odbijające się w lustrze.

Postanowiłam w końcu wyjść z pokoju. Schodziłam powoli po schodach. W domu było przerażająco cicho. Moje kroki odbijały się echem od ścian pustego korytarza.
-Teraz jeszcze tylko drugie. - pomyślałam. Schodzenie w tych butach po schodach było samobójstwem. Pomału stawiałam każdy krok. Gdy po kilku minutach męczarni zeszłam na parter. O dziwo był pusty.
- Jest tu ktoś? - zawołałam w przestrzeń.
- Twoi rodzice już pojechali. Tutaj masz adres. - powiedziała wychodząc z salonu Lucy. Podała mi kartkę.
- Czyli znowu mnie zostawili. Super. - powiedziałam.
- Wyglądasz ślicznie. - powiedziała moja ''mama''. Zaczęłam ją tak nazywać odkąd skończyłam 6 lat.
- Dziękuję. Muszę już lecieć. Nie chcę się spóźnić na własną imprezę. - pocałowałam ją w policzek na pożegnanie i wyszłam z domu uprzednio zabierając kluczyki do mojego kochanego autka. Szpilki okazały się być dobrze wyprofilowane, więc dobrze mi się prowadziło. Jechałam szybko (chyba się już do tego przyzwyczailiście) więc po 10 minutach byłam na miejscu. Do dwudziestej zostało mi pięć minut. Miejsce to było czyjąś posiadłością. Wysoki na dwa piętra dom otoczony był dziwnymi krzewami. Jego kolor był trudny do określenia przez to że było już ciemno. Na parkingu stały drogie samochody. Przez zasłonięte okna przedostawały się promienie jasnego światła. Podeszłam do ogromnych schodów. Były wykonane z jasnego marmuru, a przynajmniej takie dawały wrażenie. Weszłam po nich i stanęłam przed dwuskrzydłowymi drzwiami. Zastanawiałam się czy nie zapukać ale w końcu zdecydowałam że tego nie zrobię. Na chama otworzyłam drzwi. Oba skrzydła.
- Znowu schody? - załkałam w myślach. Stałam na ich szczycie, a ''pod moimi nogami'' znajdowała się ogromnych rozmiarów sala balowa. W pomieszczeniu było na oko 300 osób. Wszyscy na mnie czekali, a gdy weszłam do pomieszczenia zapadła głucha cisza. No może nie do końca cisza bo orkiestra nadal grała taneczną muzykę. Przyjrzałam się sali. Ściany były koloru ecru, co kilka metrów wznosiła się biała kolumna. Na środku sali był przygotowany parkiet, a wokół niego poustawiane były okrągłe stoliki. Pod sufitem wisiał ogromny, kryształowy żyrandol. Całość wyglądała dobrze, ale nie dla mnie. Ja wolę czarny. Popatrzyłam na osoby znajdujące się w sali. Ich stroje miały różne kolory : czerwone, złote, różowe - te wyróżniały się najbardziej. Było też kilka beżowych w tym moja matka i ojczym. Zobaczyłam Lucasa w brązowym garniturze i kilka innych wilkołaków. Następnie w oczy rzuciła mi się para ubrana cała na czarno. Anioły. Nagle zobaczyłam mojego nowego wroga, czyli Ashley w białej sukience. Syrena. Zaśmiałam się. Brakowało jej tylko czerwonych włosów i ogona a była by idealną małą syrenką.
- Pokaż im kim jesteś. Oni tego nie wiedzą. Pokaż im swoje skrzydła. - usłyszałam w głowie głos mojego taty. Jak powiedział tak też zrobiłam. Powoli zdjęłam naszyjnik z który rozbłysnął czerwonym światłem. Poczułam jak skrzydła powoli ''wychodzą na powietrze''. Tym razem nic mnie już to nie bolało. Uśmiechnęłam się do Lucasa a on odwzajemnił ten gest.
- Teraz jeszcze twoje moce. - naprawdę tato? Jakbym nie wiedziała. Zacisnęłam dłonie w pięści i skupiłam się na mocach. Poczułam że zaczynają piec mnie końcówki palców. Popatrzyłam w dół. Ogień i małe wyładowania elektryczne tańczyły pomiędzy moimi palcami. Popatrzyłam na osoby znajdujące się w sali. Patrzyli się na mnie z nieukrywanym zdumieniem i... strachem?
- Kim ty jesteś? - usłyszałam głos kogoś z tłumu. Co mam odpowiedzieć? Tak po prostu przyznać się że moim ojcem jest Śmierć?
- Jest moją córką. - powiedziała moja matka i lekko chwiejnym krokiem podeszła do schodów. - A jej ojciec to Śmierć. - dodała ze spokojem. Założyłam naszyjnik z powrotem na szyję a skrzydła wrosły w moje plecy. Powoli zeszłam po schodach i tak samo zaczęłam iść w stronę Lucasa. W garniturze wydawał się być naprawdę przystojny.



***************************
Nawet nie pamiętam kiedy zaczęłam pisać 10 rozdział. Kochani... jeśli mam prawo jeszcze tak do was mówić... nawet nie wiem co pisać. Nie będę głupio przepraszać, bo to nic nie zmieni. Po prostu powiem jak jest. A jest chaos. Od wakacji dużo się w moim życiu zmieniło. Zaczęłam nowe życie, inną historię, otworzyłam księgę swojego marnego istnienia kilka kartek dalej i dopiero tam zaczęłam pisać. Nie mam pojęcia dlaczego to piszę, pewnie przeczyta to dwie osoby, ale nieważne. Liczy się to, że te dwie osoby został. Cóż... to opowiadanie się skończyło. A przynajmniej dla mnie. Ja je skończyłam. Nie będzie już niczego. Ale zanim odejdę chcę coś wam powiedzieć. Nie, nie powiedzieć. Na coś wam pozwolić. Pozwalam wam na dokończenie tej historii po swojemu. Pozwalam wam na to. Możecie stworzyć nowego bloga, który będzie kontynuował tą powieść. Z chęcią ją przeczytam. Przykro mi, że tak się stało... ale nie żałuję. Zaczęłam nowe życie i nie chcę wracać do starego. Niestety, ten blog się z nim wiąże. Wybaczcie.

Z poważaniem, WybrankaNocy.

1 komentarz: