piątek, 17 kwietnia 2015

Rozdział 8

Hej wszystkim. Na samym początku kilka ogłoszeń parafialnych. Po 1 to rozdziały będą pojawiać się trochę rzadziej, bo w szkole mam zapierdziel i nie mam czasu na nic. Po 2 to dziękuję wam za 800 wyświetleń :* Po 3 to kilka rozdziałów będę pisać z perspektywy Lucasa. Po 4 to chyba i tak nikt tych notek nie czyta wiec to tyle. Kazanie zakończone :D
--------------------
Lucas
Wszyscy byliśmy wpatrzeni w Ir, i czekaliśmy na jej ruch. Dopiero teraz zobaczyłem jaka jest ładna. Ciemno brązowe włosy opadły falami na jej ramiona, a brązowe oczy były... dziwne. Źrenice, czarne jak dwa tunele nienaturalnie powiększone, tęczówki miały kolor ciemny. Efekt pogłębiała czarna obwódka wokół źrenic. Były dziwne, a zarazem piękne. Była średniego wzrostu, na oko metr siedemdziesiąt. Szczupła, ale z wyraźnie zaznaczonymi kobiecymi kształtami. Cerę miała bladą, jak u wampirów. Malinowe usta i mały nosek nadawały jej twarzy niebywałego uroku. Ubrana dziś była w podarte, czarne rurki, tego samego koloru koszulkę i ciemno granatową bluzę z kapturem. Normalnie i bez przesady. Stała na środku pokoju i patrzyła się na nas jak na wariatów.
- Co? - wykrztusiła w końcu.
- Ir, wiem że to dla ciebie trudne, ale musimy się pospieszyć. Do północy zostało 40 minut a ty nie jesteś przygotowana.
- Do czego przygotowana? - była zdenerwowana, widziałem to w jej oczach.
- Równo o północy dojdzie do przemiany. - zabrałem głos. Brunetka spojrzała na mnie.
- Jakiej przemiany? Dlaczego dowiaduje się takich rzeczy po 16 latach? Jakie do cholery istoty nadnaturalne? J-jja, muszę się przejść. - wyjąkała i już jej nie było.
- Irlayn! - wrzasnęła jej matka.
- I co mamy teraz zrobić? Przecież Wyklenci mogą ją znaleźć i zabić w każdej chwili. - zdesperowany Nate chodził po pokoju. - Nie wiemy gdzie mogła pobiec, a jak mniemam jest z nas wszystkich najszybsza. - zastanawiałem się gdzie ta dziewczyna mogła być... I nagle mnie oświeciło. Wodospad.
- Wiem. - powiedziałem. Wstałem z kanapy i nie zważając na protesty Loisa wyszedłem  z domu. Zmieniłem się w wilka i pobiegłem nad jeziorko. Zostało pół godziny do pełni, a ona musiała się zmienić. Nie miała wyboru. Zwinnie omijałem drzewa w krzewy które stawały mi na drodze. W końcu dotarłem do celu. Ir siedziała skulona na kamieniu. Dokładnie tak, jak pierwszy raz ją zobaczyłem, tylko tym razem płakała. ONA płakała. Nigdy nikomu nie okazywała swoich słabości, nawet gdy się czymś pocięła czy gdy ktoś ją mocno zranił, psychicznie lub fizycznie, nigdy nie płakała. Zrobiło mi się jej żal. Żyła w niewiedzy przez całe swoje życie, a tu nagle w jedną noc wszystko się rozpadło. Podszedłem  do niej i zapiszczałem cicho. Dopiero wtedy podniosła na mnie wzrok. Po policzkach spływały jej słone łzy wraz z makijażem, pozostawiając czarne ślady. Zsunęła się ze skały na której siedziała i wtuliła się w moje futro. Tak bardzo chciałem ją przytulić, ale w wilcze postaci było to niemożliwe. Była taka malutka, cała drżała. Jej ręka powędrowała do mojego karku, a następnie zaczęła mnie głaskać. To miłe uczucie więc nie protestowałem, wręcz przeciwnie, polizałem ją po policzku. Tak wyrażamy uczucia, a ja dążyłem ją jakimś,  ale jeszcze nie wiedziałem jakim. Zaśmiała się, chyba ją to łaskotało. Nie wiedziałem co zrobić,  zmienić się i zobaczyć jaka będzie jej reakcja, czy poczekać aż pójdzie do domu. Nie zostało dużo czasu więc  musiałem na coś się zdecydować. Gdybym teraz się zmienił, to po pierwsze byłbym prawie nagi, a po drugie, Ir bardzo by się zdenerwowała i byłaby... zawiedziona? Pewnie by myślała że przyszedłem tu po to aby sprowadzić ją do domu. A tak nie jest. Chyba mi na niej zależy. Nie znam jej dobrze, ale czuję że jest mi bliska. Jeżeli się nie zmienię, to nie będę mógł jej zaprowadzić do domu. Ahhh... życie jest mega trudne. Zanim przejdzie przemianę musi dowiedzieć się o Megan i Wyklętych. Nie mogłem podjąć decyzji, ponieważ dziewczyna cały czas głaskała mój kark, a to mnie rozpraszało. W końcu postanowiłem się zmienić. Nie wiedziałem tylko gdzie, i jak jej to wytłumaczyć. To chyba jedna z ważniejszych decyzji jaką podejmuje w życiu.

Ir
Przytulałam się do mojego przyjaciela. Tak, mogłam go tak nazwać. Byłam taka zagubiona. Nagle jedyna osoba, jeśli mogę tak nazwać zwierzę, wstała i odsunęła się trochę ode mnie. Patrzyłam na niego zapłakanymi oczami, wymyślając najgorsze scenariusze. Modliłam się aby nie uciekł, by mnie nie zostawiał. Gdy tak na niego patrzyłam zobaczyła jak podobny jest do Lucasa. Czarne futro, jak włosy chłopaka. Toksycznie zielone oczy jak te, które ma Lucas. Szerokie barki i muskularne ciało. Przez to ile czasu z nim spędziłam, chciałam się do niego przytulić. Z rozmyślań wyrwał mnie skowyt wilka. Gdy na niego spojrzałam... otworzyłam buzię ze zdumienia. Mój towarzysz zaczął się zmieniać, a mianowicie jego pysk się kurczył, stawy wracały do normalnych dla człowieka kształtów. Po kilku sekundach stał przede mną półnagi chłopak o zmierzwionych, czarnych włosach. Na sobie miał tylko podarte spodnie. Moją uwagę przykuła jego idealnie wyrzeźbiona klatka piersiowa. Spojrzałam wyżej i zamarłam, gdy ujrzałam znajomą twarz. Zielone oczy jak zwykle przewiercały moją dusze.
-Lucas. - wyszeptałam. Chłopak uśmiechał się niepewnie. No tak, on jest wilkołakiem. Niewiedząc co robić podeszłam do niego i wtuliłam się w jego pierś. Była ciepła i twarda, ale wydawało mi się że pasuje idealnie do mojego ciała. Chyba się lekko zdziwił bo na początku tylko stał nieruchomo, ale już po kilku sekundach przytulił mnie mocno. Pierwszy raz pokazuje komuś jaka naprawdę jestem, a przynajmniej tą cząstkę mojego jestestwa* która była zarezerwowana tylko dla mnie.
- Ir, wiem że to dla ciebie trudne ale musimy już iść. Za dwadzieścia minut pełnia. - powiedział spokojnie przerywając ciszę.
- Wiem... - nie chciałam iść. Chciałam siedzieć tu całą noc i wpatrywać się w wodospad tuląc do siebie Lucasa. Był taki ciepły.
- No już, nie płacz. - otarł kciukiem łzę spływającą po moim policzku. Co ty robisz?!- krzyczał głos w mojej głowie. - przecież prawie go nie znasz! - to był fakt, ale on chciał mi pomóc. Koniec końców zostałam przegłosowana przez tą Ir, która ma miękkie serce i lubi różowy. Super, po prostu zajebiście. Popatrzyłam na taflę wody w której zobaczyłam nasze odbicie. Lucas też się na nią patrzył i wtedy nasze spojrzenia się spotkały. W jego oczach  można było wyczytać tyle emocji, strach, zmartwienie, złość,  ale i... miłość? Nie, to na pewno nie to.
- Idziemy? - zapytał w końcu.
- Tak. - otarł policzki z łez i rozmamanego makijażu. "Odkleiłam" się od chłopaka i nie czekając na niego ruszyłam w stronę domu. Szłam szybko, można powiedzieć że biegam. Po kilku minutach dotarłam do ogrodu przed willą. Na ganku przed nią siedzieli wszyscy: moja mama, Nate, Lois, Will, Jamie i Christopher. Nie było tylko jednej osoby...
- Gdzie jest Megan? - zapytałam próbując się lekko zdenerwować.
- Kochanie, ona... - Camille się zacięła.
- Jest razem z Wyklętymi. - powiedział spokojnie Nate.
- A kto to są ci cali Wyklenci? - czułam jak wraca dawna Ir, ta która gościła w moim ciele przez kilka dobrych lat.
- Wyklenci chcą cię zabić. To armia Megan. Ona jest upadłą, to znaczy że kiedyś była aniołem, ale wiele wieków temu zbuntowała się przeciwko Bogu. Trafiła do pekła, do którego siłą zaciągną ją twój ojciec. Niestety w piekle są osoby, które łatwo ulegają silniejszym. Megan stworzyła tam potężną armię i chce się zemścić. Na Bogu nie może,  wiec za cel wybrała sobie Śmierć. To on ją tam zaprowadził. Śmierć jest nieśmiertelny więc nie może mu nic zrobić,  ale tobie tak. Musisz być ostrożna i... - nie usłyszałam co było dalej. Zaczęło mi się kręcić w głowie, a cała czaszka była rozrywana przez ból. Poczułam jak przechodzi przeze mnie prąd. Światło księżyca razie mnie w oczy. W końcu to poczułam. Przez kręgosłup przeszedł mnie lodowaty dreszcz, a następnie okropny ból. Krzyknęła i upadłam na kolana. Czułam się tak, jakbym miał zaraz umrzeć. Całe plecy potwornie bolały,  jakby coś chciało się z nich wydostać. Po chwili usłyszałam jak coś się rozdziera, a po mojej skórze popłynęła krew. Cała drżałam. Oddychałam szybko, ale po moim policzku nie popłynęła ani jedna łza. Nie tym razem. Zacisnęłam dłonie w pięści i uderzyła jedną w ziemię. Usłyszałam grzmot i po niecałej sekundzie obok mnie pojawił się piorun. W miejscu gdzie dotkną ziemi trawa przypaliła się trochę. Czułam na plecach jakiś ciężar. Chciałam odwrócić głowę,  ale nie miałam już siły.
Lucas
Nate tłumaczył Ir kim są Wyklenci gdy ta nagle krzyknęła i upadłą na kolana. Wygięła ciało w łuk, a na jej twarzy widniał ogromny ból. Na jej placach zaczęły pojawiać się uwypuklenia. Po chwili jej skóra po prost pękła, a z rany zaczęły wydostać się skrzydła. Były czarne, duże i wydawały się być mroczne. Ich kształt przypominał te, które dziś narysowała podczas jednej z lekcji. Dziewczyna krzyczała z bólu a po jej niemal białej skórze zaczęła płynąć krew. Jestem wilkołakiem, wiec czułem jej zapach, słodki jak kwiaty. Po chwili usłyszałem głośny grzmot a obok dziewczyny uderzył piorun. Ta oddychała szybko i spazmistycznie, ale nie uroniła ani jednej łzy. Zamknęła oczy i powiedziała coś bardzo cicho. Uniosła głowę i popatrzyła w naszą stronę.
- To koniec? - zapytała cichutko. Podniosła się z ziemi i popatrzyłado tylu. Jej oczy zzrobiły się jeszcze większe niż przedtem. - O kurwa. - zaklęła siarczyscie.
--------------------
Ten rozdział jest naprawdę fatalny. Brak weny, mega dużo nauki i zmęczenie dało rezultat w postaci tego czegoś. Za błędy przepraszam. Następny za tydzień :*

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Liebster Award

Hej wszystkim :) Zastałam nominowana do Liebster Award przez Nocną Heroskę ( tu macie jej bloga ^^ : http://krwawy-dwor.blogspot.com/?m=1) Bardzo dziękuję za uznanie :) Liebster Award to nagroda przyznawana za "dobrze wykonaną robotę".
Pytania i moje odpowiedzi:

1. Co cię zainspirowało do pisania?
Hmmm. Chyba przeczytane książki i blogi, ale też pogoda :) lepiej pisze mi się po długim spacerze w deszczowe dni (psychol).
2. Jakie książki chętnie czytasz?
Lubię książki o tematyce fantasy, młodzieżowe i romans paranormalny.
3. Jakiej muzyki słuchasz?
Wszystkiego co mi wpadnie w ucho. Od "Nirvany" do Nicki Minaj :)
4. Czy ktoś namówił cię do założenia bloga?
Przyczyniły się do tego moje koleżanki  (całuje :*) ale to ja podjęła ostateczną decyzję.
5. Kiedykolwiek myślałeś/łaś, że będziesz mieć bloga?
Nie. Jeszcze rok temu do książek podchodziłam z krzyżem i wodą świeconą a co dopiero żeby samemu zacząć coś pisać.
6. Co robisz w wolnym czasie (oprócz pisania i czytania)?
Rysuje.
7. Jaka ekranizacja książki sprawiła Ci największy zawód?
Chyba "Dary Anioła: Miasto Kości.". Książka była BOSKA, a film... no cóż, nie powala.
8. Masz jakieś zwierzątko/a domowe?
Mam 3 koty :D
9. Ulubiony autor?
Chyba Jamie Campbell Bower, ale Johnny Depp też jest spoko.
10. Ulubiona postać książkowa?
Tylko jedna?! Dziewczyno ogarnij się.
11. Znienawidzona postać książkowa?
Chyba Azazel z książki "Ja, Diablica". Nie trawię gościa.

Moje pytania i blogi:
1. Ulubiona męska postać książkowa?
2. Jaką pogodę najbardziej lubisz?
3. Co inspiruje cię do pisania?
4. Kto i jak nakłonił cię do pisania?
5. Ulubiony napój?
6. Jaki jest twój ulubiony kolor?
7. Ulubiona książka?
8. Chciałabyś wyjechać kiedyś do Stanów Zjednoczonych?
9. Ulubiona postać fantastyczna (wampir, elf, wilkołak itd.)?
10. Jeśli byś mogła, to do jakiej książki lub filmu byś się przeniosła?
11. Znienawidzona zachowanie ludzi?

11 nominowanych przeze mnie blogow:
http://www.jestem-kim-jestem-inna-nie-bede.blogspot.com/?m=1
http://dotyk-pioruna.blogspot.com/?m=1
http://wtajemniczenipoczatekkonca.blogspot.com/?m=1
http://igraniezesmiercia.blogspot.com/?m=1
http://anielskacisza.blogspot.com/?m=1
http://dalsza.blogspot.com/?m=1
http://mroczne-miasto.blogspot.com/?m=1
http://z-pamietnika-katownika.blogspot.com/?m=1
http://scar-never-fade.blogspot.com/?m=1
http://zaufac-aniolowi-czy-jego-lzy.blogspot.com/?m=1
http://tylkodladziwakow.blogspot.com/?m=1


Co do opowiadania to rozdział pojawi się dopiero w piątek. :) Pozdrawiam :*

sobota, 11 kwietnia 2015

Rozdział 7

JUŻ 500 WYŚWIETLEŃ!!! Dziękuję :) nie zdajecie sobie sprawy ile to dla mnie znaczy, tak samo jak komentarze. Jeszcze raz dziękuję :) aha i jeszcze jedno: przepraszam że rozdział tak późno, ale brak weny :/
PS. : Wolicie rozdziały długie, ale raz w tygodniu czy takie jak teraz 2/3 razy?
--------------------
- Ziemia do Ir! - krzyk Kim obudził mnie z rozmyślań.
- Tak? - zapytałam. Od spotkania z Lucasem minęły już 2 dni. To co stało się nad jeziorem... nie mogłam sobie tego racjonalnie wyjaśnić. Było mniej więcej tak:
"- Czy wierzysz w istoty nadnaturalne? - zapytał mój towarzysz. Popatrzyłam na niego jak na wariata.
- Co?! - nie mogłam uwierzyć że jest on taki głupi.  Fakt, uwielbiam fantastykę, ale nie wierzę w to że takie wampiry czy elfy chodzą po tym świecie. - Lucas, czy ty myśli... - nie dane mi było dokończyć, ponieważ zza krzaków po prawej stronie wyszedł jakiś facet. Nie miał więcej niż 20 lat, blond włosy opadły mu na czoło, a czerwone oczy świeciły się w blasku księżyca. W prawej ręce trzymał... miecz. Srebrny,ze złotymi znakami na rękojeści. Uśmiechnął się do mnie obleśnie.
- Ir, uciekaj do domu. - powiedział spokojnie Lucas.
- Ale...
- JUŻ! - tym razem krzyknął. Odwróciłam się na pięcie i sprintem pobiegłam w stronę willi. To nie fair z mojej strony że zostawiłam tam Lucasa samego. Szybko wdrapałam się na drzewo pod moim balkonem i weszłam do pokoju. Zatrzasnęłam drzwi i weszłam do łóżka.
- CO TO DO CHOLERY MIAŁO BYĆ?! - wrzasnęłam sama do siebie. Położyłam się wygodnie na poduszkach. Nie miałam siły żeby rozmyślać co dziś się wydarzyło."
- Dziewczyno, co się z tobą dzieje? Pytałam czy idziesz dzisiaj z nami na imprezę. - chwile zastanawiałam się nad odpowiedzią, ale coś sobie przypomniałam. Dzisiaj pełnia.
- Chętnie bym z wami poszła, ale tak w pewnym sensie mam szlaban. Nie pytajcie dlaczego, bo niewiem. - weszłam do sali numer 57. Tu mam fizykę. Kolejny trudny przedmiot z serii trudnych i nikomu nie potrzebnych przedmiotów. Usiadłam w ostatniej ławce po prawej stronie. Dokładnie to pod oknem. Była to jedyna lekcja na której siedziałam sama, ale czułam w kościach że dzisiaj to się zmieni. Zadzwonił dzwonek I w tym momencie się wyłączyłam. Zaczęłam rysować coś na kartce gdy drzwi otworzyły się z hukiem. Do klasy wszedł Lucas. Nauczyciel spojrzał na niego ale nic nie powiedział tylko dalej prowadził nudną lekcje.  Znowu zaczęłam rysować, gdy poczułam czyjąś rękę na ramieniu.
- Zajęłaś moje miejsce. - zielonooki uśmiechał się figlarnie.
- To masz problem. Nigdzie się stąd nie ruszam. - po raz 3 przyłożyłam ołówek do kartki i zatraciłam się w tworzeniu obrazku. Były to anielskie skrzydła. A może nie anielskie? Były bardziej mroczne, trochę postrzepione i brudne. Bardziej niż do anioła nadawały by się dla śmierci. Pełne smutku. Kątem oka zauważyłam że Lucas zają miejsce obok mnie, ale nie uważał na to co mówi nauczyciel,  tylko patrzy na to co robię. Miałam ochotę mu przywalić, ale się powstrzymała. W końcu byłam na lekcji.
- Przestaniesz się gapić?
- Ładnie rysujesz.
- Tak, a na drzewach rosną króliki.
- Panno Light. - nauczyciel patrzył mi się hasło w oczy. - Skoro jest pani taka gadatliwa opowie nam pani o magnesach? - w mordę. Uczepił się mnie jak niewiem. Dobrze że to akurat przerabiałam to w poprzedniej szkole.
-             - odpowiedziałam na jednym wdech. Facet mruknął coś pod nosem i do końca lekcji miałam spokój. Gdy tak siedziałam zamknięta w świecie rysunków, czułam na sobie czyjś wzrok. Nie należał on do Lucasa. Gdy zadzwonił dzwonek zgarnęłam swoje książki i wybyłam z klasy. Skierowałam się w stronę stołówki. Przed wejściem czekała na mnie moja paczka.
- Co dzisiaj na lunch? - zapytałam, bo byłam bardzo głodna. 
- Kanapki. - burkną Alex
- Aha. - na tym skończyła się nasza rozmowa. Nie wiedziałam co ich ugryzło. Odkąd usłyszeli o pełny są jakby przygnębieni. Bywa. Zjadłam i udałam się w stronę szatni. Gdy weszłam od razu usłyszałam głos Ashley.
- Ta suka przystawiała się do Lucasa. Mojego Lucasa. Widziałam ich wczoraj w kawiarni na rynku. Ona jeszcze tego pożałuje. - chciało mi się śmiać. JA i Lucas razem? To absurd. Ugh... co za okropność. Przez tą myśl chyba mózg mi spleśniał. Ochyda. Szybko się przebrałam i Ruszyłam w stronę sali gimnastycznej. Dzisiaj graliśmy w siatkówkę. To chyba mój ulubiony sport. Nauczycielka podzieliła nas na dwie drużyny. Ja miałam ten zaszczyt że u nas był Lucas i dwóch jego kolegów. Koszmar, ale są i plusy, a mianowicie nasza kochana Ashley była w przeciwnej drużynie. Ustawiam się na środku boiska, i zauważyłam że jestem jedyną dziewczyną u nas. Westchnęłam. Rozległ się dźwięk gwizdka i zaczęła się gra. Pierwszy serwis należał do Ashley, która jak na swoje marne rączki przeserwowała i to całkiem dobrze. Gra była już na starcie przesądzona i wygrywaliśmy 22-10. Gdy w końcu miałam serwować był to ostatni punkt do końca meczu. Stanęłam na linię i popatrzyłam przed siebie. Wredna blond suka śmiała się ze mnie.
- Nie przejdzie. - powiedziała do swoich piesków a one się zaśmiały.
- Z dedykacją dla Ashley. - powiedziałam pod nosem i porzuciła piłkę. Następnie jęk najmocniej uderzyła nią otwartą dłonią. Pocisk z dużą prędkością leciał wprost w... twarz Ashley. Dziewczyna pisała i odsunęła się przed nią, ale nie w porę. Kilka sekund później blondynka leżała na podłodze wyjąc z bólu, lecz nikt do niej nie podszedł. Wszyscy byli w patrzenia we mnie. Uśmiechnęłam się diabolicznie. Tak, tego było mi trzeba.
- Ash, nic ci nie jest? - jedna z dziewczyn podeszła do mojej "ofiary" i usiadła obok niej.
- Zabrać ją do pielęgniarki? Chyba ma złamany nos. - Stefan podszedł do dziewczyny i wziął ją na ręce.
- Dziewczyno, ty MUSISZ grać w naszej szkolnej drużynie. - nauczycielka podeszła do mnie nie zwracając uwagi na poszkodowaną. - Twoje ręce są nam potrzebne. I ten serwis. Co ty na to?
- Nie. Nie lubię pokazywać ludziom tego co potrafię. - A było tego sporo: dość dobrze rysowałam, byłam silna i szybka, grałam na kilku instrumentach, gdy miałam 5 lat zaczęłam chodzić na balet, lubiłam się ścigać, dobrze pływalni i (o ironio) byłam przebiegła gdy chodziło o włamania, kradzieże i bujki. Cała ja.
- Proszę. - nauczycielka niemal płakała. 
- Nie. - obróciłam się na pięcie I poszłam w stronę szatni. Przebrałam się i wyszłam ze szkoły. Przy moim aucie czekała zgraja Ashley i kilku napakowanych chłopaków. Poszłam w tamtym kierunku.
- Dostaniesz za to co zrobiłaś. - powiedziała jedna z dziewczyn.
- Tak, już się boje. - uśmiechnęłam się przebiegle I odłożyłam torebkę na ziemię. Jak ja uwielbiam to uczucie, adrenalina buzuje w twoich żyłach, palce zaciskają się w pięści a twoimi przeciwnikami jest 4 planów którzy nie wiedzą z kim zadarli.
- Chłopcy zajmijcie się tą suką. Z pozdrowieniami od Ashley. - osiłki podeszli do mnie. Jeden chciał mnie złapać za rękę ale kopnęłam do w brzuch. Coś chrupnęło, a mianowicie jego żebra. Chłopak skulił się z bólu. 1/0 dla mnie. Tym razem szło ich dwóch. Uśmiech nie schodził mi z ust. Jeden złapał mnie za ręce i to był jego błąd. Odbiłam się od ziemi i obiema nogami na raz kopnęłam go w krocze. To musiało boleć.  Sekundę później przywaliłam jakiemuś blondynowi pięścią w nos. Krew trysnęła na jego białą koszulkę. Zastał tylko jeden, ale po tym co zrobiłam reszcie natychmiast się odsuną.
- Pozdrówcie Ashley. Jak chce się bić to niech sama przyjdzie, a nie przysyła takie ścierwo. - zabrałam torebkę i wsiadam do auta. Spojrzałam jeszcze przelotnie na chłopów zwijajacych się z bólu na asfalcie. Nie zapomną tego do końca życia. Zapaliłasilnik i oodjechałm pozostawiając za sobą tumany kurzu. Po chwili na drodze obok mnie pojawiło się auto Lucasa z właścicielem w środku. Spojrzeliśmy sobie w oczy i już wiedziałam że czeka mnie wyścig do drzwi mojego domu. Zmieniłam bieg i mocniej przycisnęłam pedał gazu.
***
- Znowu wygrałam. - powiedziałam do Lucasa gdy wysiadłam z auta przed domem.
- To nie fair. - coś zalśniło w jego dolnej wadze. Srebrne kółeczko.
- Kiedy zrobiłeś sobie kolczyka? - zmieniłam temat.
- Hmmm. Rok temu. Chyba.
- Zbuntowany nastolatek?
- Ty masz tatuaż. - odgryzł się.
- Dobra, skończ. - otworzyłam drzwi wejściowe. W holu stała mama.
- Nareszcie jesteście. - powiedziała. 
- Jesteście? - zapytałam.
- Tak czarownico. - Lucas zmierzwił mi włosy.
- Spadaj. Dlaczego czekałaś na naszą dwójkę? - zwróciłam się do mojej rozdicielki.
- Zaraz ci wszystko wytłumaczę. Ale proszę, nie złość się. 
- Jak mam się nie wkurw... wkurzać skoro nic mi nie mówisz? - byłam już lekko poddenerwowana. Nie, lekko to za mało powiedziane, bardzo.
- Chodź. - poszliśmy w stronę salonu. - Pamiętasz jak ci mówiłam że dzisiaj jest pełnia i masz nigdzie nie wychodzić? - zapytała. Przytaknęłam. Weszliśmy do salonu... w którym siedzieli: Kim, Alex, Nate i jakiś czterech gości. Gdy się im przyjrzałam zauważyłam że to z mini Lucas spędza czas.
- Co jest do cholery? - byłam już naprawdę zła. Niemal czułam jak między palcami przeskakują mi iskry.
- Ir uspokuj się, bo jeszcze coś spalisz albo porazisz prądem. - popatrzyłam na swoje ręce... I nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Na lewej dłoni płoną dość duży płomień. Między palcami prawej dłoni plątały się biało - srebrne iskry, wyglądające jęk piorun.
- Japierdole. - zaklęłam sierczyscie. Zawsze starałam się tak nie mówić przy matce.
- Tak, wiemy to dla ciebie nowość. Jak się opanujesz to samo zniknie. - Camille zdawała się być bardzo spokojna. -  A teraz czas na wyjaśnienia. Zastanawiasz się pewnie co my tu wszyscy robimy. - przytaknęłam. 
- Tak jak ci mówiłem nad jeziorem, istoty nadnaturalne żyją, i mają się dobrze. - teraz głos zabrał Lucas. - Jak już zauważyłaś jesteś jedną z nich. Tak jak ja i reszta tu zgromadzonych.
- Ja jestem wampirem. - Kim uśmiechnęła się szeroko i pokazała swoje uzębienie. Dwa zęby wysunęły się na około 6 centymetrów. 
- Czarownik, do usług. - Alex ukłonił mi się.
- A my jesteśmy wilkołakami. - odezwał się jeden z chłopaków. 
- To jest Lois, bliźniaki to Jamie i Will, a blondyn to Christopher. - Lucas przedstawił mi swoich kolegów.
- Umm, no dobra, przyjmijmy że w to wierzę. A teraz mi powiedzcie co ja, do cholery, mam ztym wwspólnego?! - prawie krzyczałam.
- Ir... ty jesteś wyjątkowa. Ja nie jestem jedną z nich, ale w mojej rodzinie było kilka wilkołaków. Twój dar... odziedziczyłaś go po ojcu. - odparła moja matka.
- Kim on był, jest, sama niewiem.
- Twój ojciec jest... - trudno było jej to powiedzieć. - Jest śmiercią.
--------------------
Tadam :) to chyba najdłuższy rozdział. Przepraszam za błędy :) do napisania :*

środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział 6

(Werble proszę) MAMY JUŻ 200 WYŚWIETLEŃ!!! dziekuje ;* we wcześniejszym poście mówiłam że rozdział pojawi się w niedzielę, ale tak jak wspomniałam w jednym komentarzu Wena przyszła na kolacje i została na noc. Padam na ryj, ale piszę żeby nie zapomnieć. Miłego czytania :)
--------------------
Lucas zaparkował motor pod małą kawiarenką. Znajdowała się ona w centrum miasta, na placu który zwrócił kiedyś moją uwagę. Na środku była fontanna. Cały chodnik wyłożony kostką, a przy uliczkach stały ogromne, brtonowe donice z kolorowymi kwiatami. Weszliśmy do środka. Było to małe, ale przestronne pomieszczenie o bordowych i beżowych ścianach. Pod nimi ustawione były stoliki i krzesła, a naprzeciwko wejścia lada za którą stała kelnerka. Usiedlismy w najdalej oddalonym kącie by nikt nas nie usłyszał.
- Co podać? - zapytała blondynka z niebieskimi oczami. Miała na sobie jeansy i koszule. Na biodrach przewieszony miała fartuszek.
- Dla mnie to co zwykle, a co do panienki to niewiem. - Lucas wyszczeżył się w uśmiechu.
- Kawę. Czarną. - odparłam mechanicznie.
- Opowiedz mi coś o sobie. - poprosił Lucas gdy kelnerka odeszła.
- A co chcesz wiedzieć? - mimowolnie dotknęłam swojego naszyjnika.
- Hmmm. - zastanawiał się. - Najlepiej wszystko.
- A masz tyle czasu?
- On zawsze się znajdzie. - nadal się do mnie wyszczeżał.
- No dobra. Gdy byłam jeszcze niemowlakiem ojciec spieprzył i zostawił mnie i matkę samą. Ma ona na imię Camille. Kilka lat potem matka spotkała Nathaniela i została jego żoną. Mieszkałam razem z nimi. Gdy miałam pięć lat na świat przyszła moja siostra Megan. Nienawidzę suki. W szkole zawsze były ze mną problemy. Często wdawałam się w bujki i takie tam. Dwa razy siedziałam w więzieniu za pobicie kogoś na imprezie. Nate ma znajomości wiec długo nie siedziałam, ale to i tak ich mocno wkurzyło. Mieszkałam w Nowym Yorku, dokładnie na Manhattanie. Przeprowadziłam się tu bo tak zadecydowała moja rodzina. Wiesz już gdzie mieszkam. Lubię rysować. Mam tatuaż w kształcie głowy wilka obejmujący prawie całe plecy. Często brałam udział w nielegalnych wyścigach samochodowych. W domu mam sprzęt do tatuażu. Hmmm. - zamyśliłam się. - Lubię czarną kawę. To chyba wszystko. - widziałam jak Lucas się mi przygląda. Uważnie słuchał, jakby chciał wszystko zapamiętać.
- Jesteś naprawdę ciekawą osobą Ir. - odparł w końcu.  Kelnerka przyniosła nam kawy. Widziałam jak spogląda na mojego towarzysza. To trzeba było mu przyznać, był przystojny. Blondynka posłał mi wrogie spojrzenie i odeszła.
- Teraz ty coś mi o sobie opowiedz.
- Od początku? - przytaknęłam.
- Wychowują mnie rodzice. Mieszkam w Immortal City od zawsze. Mam kilku przyjaciół, możliwe jest że ich spotkasz. Noszę kolczyka w wadze, ale dziś zapomniałem założyć. Nie tak dawno zrobiłem sobie tatuaż na plecach. Pokazał bym ci, ale blondyna by nam tu zeszła. Jest we mnie zakochana od roku. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jaka jest na ciebie wściekła za to że tu za mną siedzisz. Nie mam rodzeństwa. Mieszkam niedaleko ciebie. I tyle. No, jest coś jeszcze ale to kiedy indziej. Ty jesteś ciekawsza.
- Co to za jeszcze jedna sprawa?
- Kiedy indziej. - uśmiechał się wesoło a we mnie się gotowało. Oddychałam głęboko, aż się uspokoiłam. Siedzieliśmy tam jeszcze chwilę i rozmawialiśmy. Lucas odwiózł mnie do domu.
- Do zobaczenia. - powiedział na pożegnanie.
- Cześć. - weszłam do domu. Była 15 a ja zrobiłam się głodna. Weszłam do kuchni i zjadłam  kanapkę. W moim pokoju jak zwykle panował lekki bałagan,  a mianowicie z szafy wylewały się na podłogę ubrania. Westchnęłam. Nie miałam ochoty na sprzątanie. Wyjęłam piórnik i kartki. Zastanawiałam się chwilę co narysować. Ostatnio często rysowałam postacie z książek: wilkołaki, wampiry, anioły... Czytałam tylko fantastykę. Jednak tym razem nie miałam na nich ochoty. Lucas. Było to dla mnie dziwne że zaprosił mnie na kawę, chciał wszystko o mnie wiedzieć, ale tak naprawdę w szkole się nawet na mnie nie patrzy. Postanowiłam go narysować. Zajęło mi to dużo czasu, a obrazek i tak zajmował niecałą połowę kartki. Na dole narysowałam czarnego wilka którego spotkałam przy wodospadzie. Wyszło mi całkiem nieźle. Zastanawiałam sie dlaczego miałam przczucie że On i wilk są ze sobą powiązani. Zostawiłam wszystko na biurku i poszłam się wykopać. To był dość miły dzień.
***
Siedziałam na skale koło jeziorka czekając na wilka. Wiem, to głupie bo jest on zwierzęciem, ale wiem że mnie rozumie. Zastanawiałam się co zrobić z tym całym Lucasem. Był dla mnie miły i wydawało by się że chciał się za mną zakolegować. Prawie nic o nim niewiem, nawet jeśli mi o sobie opowiedział. Kim mówiła żebym się od niego i jego kumpli trzymała z daleka, a dlaczego? Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk łamany gałęzi.  Zaszeleściły krzaki, a na polanę wszedł...
- Co ty tu robisz? - zapytałam zbita z tropu. Chłopak o którym rozmyślałam uśmiechnął się szeroko, tak bym mogła zobaczyć stan jego ósemek.
- O to samo mogę zapytać ciebie.
- Poszłam na nocny spacer po lesie. Nie wolno?
- Tu jest dużo dzikich zwierząt. - jego oczy lustrowały mnie z góry na dół. Dopiero teraz zorientowałam się w co jestem ubrana. Miałam na sobie kuse spodenki i białą koszulkę na ramiączkach. Byłam boso.
- Napatrzyłaś się już mamusiu?- zapytałam zdenerwowana.
- Jak jest na co patrzeć to można godzinami. - tym razem oczy miał wlepione w moje. Miał taką niesamowitą barwę tęczówek. Zielone jak wiosenna trawa. Jak radioaktywny wyciek. Jak "mój" wczorajszy wilk. Ej, właśnie. Obaj mieli takie same oczy, a sierść wilka taki sam kolor jak własny chłopaka.
- Co tu robisz? - zapytałam jeszcze raz.
- Poszedłem na spacer. Widać że to nie był przypadek. Może jesteśmy sobie przeznaczeni?-zaśmiałam się bez krzty wesołości w głosie.
- Tak, jasne, a w piekle pada śnieg. - uśmiechnął się na moje słowa.
- Chyba zadam ci pytanie. Mogę?
- Właśnie to zrobiłeś.
-  Cała Ir. To nie jest prosty temat. Możesz mnie uznać za wariata, chorego psychicznie lub... - zawahał się. - strasznego. Możesz się mnie bać.
- Ja się niczego nie boję. To reszta powinna bać się mnie.
- Tak, tak. Straszna Ir zabijając wszystko co stanie jej na drodze i wysysająca duszę. - zachichotał. On chichotał. Boże jakie to było słodkie... o nie. Czy ja naprawdę tak pomyślałam? Czy ja naprawdę myślałam o nim jak o najlepszym chłopaku jakiego spotkałam? CZY JA SIĘ ZAKOCHAŁAM W CHŁOPAKU KTÓREGO NIE ZNAM?! Nie. Jestem Irlayn Light i w nikim nigdy się nie zakochał. A napewno nie w NIM.
- Ughhh. No mów wreszcie. O co chodzi? - chciałam jak najszybciej mieć już tą rozmowę za sobą.
- Czy... - widziałam że ciężko mu jest to z siebie wykrztusić. - Czy wierzysz w istoty nadnaturalne?
--------------------
Tadam. Wiem, wiem. Jestem niedobra i kończę w takim momencie :) kolejny rozdział w niedzielę. Aha i chciałam przeprosić Nocną Heroskę za to że wzięłam jej tekst z bloga. Widziałam go kilka razy i wydawał mi się fajny. Wybaczysz Karola? Całuski dla was i do napisania.
PS. : jak myślicie, kim będzie Lucas? No i kim będzie Ir? Jaką tajemnicę skrywa w sobie jej ojciec i Krew diabła(naszyjnik)? Piszcie w komach. Ciekawa jestem co wymyślicie :)

Rozdział 5

Głucha cisza. Wjechałam na linie startową. Wdech, wydech, wdech... Odliczam kolejne sekundy. Adrenalina buzuje mi w żyłach, jakby chciała mnie rozsadzić.
- Trzy! - wydech, wdech...
- Dwa! - wydech, wdech, wydech...
- START!!! - jak najmocniej wcisnelam pedał gazu. Opony zapiszczały a ja objęłam prowadzenie. 120km/h. Tyle wskazywał licznik kilka sekund temu. Teraz prawie 200. Koło mnie pojawił się Mustang Lucasa. Wiedziałam że ma przewagę, bo zna ten tor jak własną kieszeń. Mocniej wcisnęłam pedał. Zaraz zakręt. Powinnam zwolnić. Powinnam, lecz nie dziś. Był on dość ostry, Lucas zwolnił a ja odwróciłam kierownicę w lewo, ledwo wyrabiając na nim. Teraz prosto do mety. Popatrzyłam w wsteczne lusterko. Auto mojego przeciwnika zbliżało się. Dziś jest mój dzień. Nie jego. Mój. Zajechałam mu drogę lekko ocierając się tym samym o jego wóz. Widziałam ze jest wściekły. Jeszcze kilka metrów. Przejechałam przez metę kilka sekund przed Lucasem.
Wdech, wydech, wdech...
Wysiadłam z samochodu a tłum stał oniemiały. Uśmiechnęłam się przebiegle i odwróciłam w stronę zielonookiego.
- Tak. Te zawody zdecydowanie nie są dla mnie. Jesteście cieńcy. Wole się ścigać w Nowym Yorku. - złość aż od niego kipiała. Myślałam że zaraz mnie pożre. Poszłam w stronę Kevina który miał wręczać nagrody. Stał oniemiały z szeroko otworzonymi oczami i ustami. Zaśmiałam się cicho. Nagrodą było 20 tysięcy, a ja byłam nowa i już wygrałam. Odebrałam ją czując na plecach wzrok innych. Gdy się odwróciłam, kilka metrów ode mnie stał Lucas. Już nie był zły, jego twarz wyrażała zaciekawienie.
- Długo się już ścigasz? - to pytanie kompletnie mnie zszokowało.
- Dwa lata.
- Jesteś godnym przeciwnikiem. - uśmiechnął się pokazując przy tym swoje idealne i białe zęby.
- Ty również.
- Kiedy zrobiłaś sobie tatuaż? - skąd on o nim wie? Aaa... dzisiejsza wpadka przed szkołą.
- Pół roku temu. A co? - zdziwiłam się że pyta właśnie o to.
- Nic. Jest bardzo ładny,  ale i duży. Rodzice się zgodzili?
- Rodzice? Chyba sobie żartujesz. Gdy matka się o nim dowiedziała wzruszyła ramionami i poszła do pracy. Z Natem było gorzej. Myślałam że zedrze że mnie skórę, ale chyba już przywykł do mnie.
- Jesteś bardzo ciekawą osobą Ir.
- Taa. Ja się zbierać. Jestem zmęczona.
- Dobranoc zwycięzco.
- Dobranoc.
***
Siedziałam na łóżku. Nie wiedziałam co robić. Za dwadzieścia minut minie północ a ja nie wiem co robić. Nie chce mi się spać. Wyszłam na balkon. Dopiero teraz zobaczyłam że obok poręczy jest drzewo. Widać że jest stare, miało grube gałęzie. Nie zastanawiając się dłużej weszłam na jedną z nich i powoli zeszłam, a raczej zleciłam na dół. Trawa łaskotała mnie w bose stopy. Rozejrzałam się dookoła. Postanowiłam wyruszyć na nocny spacer do lasu. Szłam powoli omijając każde drzewo, krzaki czy kamienie. Po jakimś czasie doszłam do małej polany. To co tam ujrzałam zaparło mi dech. Był tam mały wodospad, wpływający do jeziorka. Ogromny głaz ustawiony był przy brzegu. Wokół były drzewa, a księżyc, kilka dni przed pełnią, rozświetlał całe to miejsce dodając mu uroku. Weszłam szybko na kamień, oparłam głowę na kolanach i zapatrzyłam się w taflę wody. Było tu tak cicho, jedynie wodospad dawał się słyszeć. Wybiła północ. Wiedziałam to, czułam. Usłyszałam wycie wilka, mówiące mi ze mam towarzystwo. Na polanę wszedł ogromny, czarny bysior, o toksycznie zielonych oczach. Nie zauważył mnie. Powoli zsunęłm się z kamienia na którym siedziałam. Wilk odwrócił łep w moją stronę i zawarczał cicho. Nie robiąc sobie nic z tego zrobiłam krok w jego stronę. On jakby się mnie bał, zrobił krok w tył.
- Nie uciekaj. Nie zrobię ci krzywdy. - powiedziałam choć wiedziałam że mnie nie rozumie. Zatrzymał się i przewrócił łep na lewą stronę. Był naprawdę ogromny, sięgał mi do połowy klatki piersiowej. Podeszłam do niego i wyciągnęła rękę. Dotknęłam jego czarnej jak noc sierści. Była mięciutka i aksamitna w dotyku. Lśniła w świetle księżyca. Usiadłam na ziemi, a on zrobił to samo. Głaskałam go po łbie, a on oparł ją na moich nogach nadal na mnie patrząc.
- Mówiłam ze ci nic nie zrobię. - powiedziałam cicho. Nagle wilk podniósł pysk i polizał mnie po policzku. Zaśmiałam się.
- Ej! Przestań. To łaskocze! - odsuną się nieco i wrócił do wcześniejszej pozycji. Kochałam zwierzęta, ale nigdy nie miałam żadnego pupila. Głaskałam go po karku, a on wydał z siebie gardłowy pomruk zadowolenia. Uśmiechnęłam się. Jeszcze nigdy nie pokazywałam jaka jestę naprawdę. Jaką jest ta Ir, która siedzi we mnie pod maską twardziela bo tak jej wygodnie. Ta Ir bierze sobie do serca uwagi innych, ubiera się w kolorowe ciuchy i nigdy nie zrobiła by sobie tatuażu. Ale ta Ir jest tylko dla mnie. Ta miła, dobra, bezinteresowna i kochana przez wszystkich. A teraz gdy siedzę w środku lasu, z ogromnym wilkiem na kolanach, który zabił by mnie za jednym machnięciem łapy, a ja go głaszcze maska gdzieś zniknęła. Niewiem dlaczego. Może tak miało być.
- Dobra stary. Ja już muszę iść. Jeszcze tu kiedyś do ciebie przyjdę. - popatrzył mi w oczy. Zatkało mnie. Wydawały się być takie ludzkie, takie znajome. Właśnie. Gdzieś już je widziałam. Zwierzak trącił mnie nosem w rękę i polazał po policzku.
- To chyba takie wilcze całuski. - pomyślałam. Wstałam i jeszcze raz pogłaskałam go po łbie. On zawył tylko cicho i pobiegł w stronę z której przyszedł.  Zrobiłam to samo.
***
Obudziłam się około 11. Jak zwykle wyglądałam jak potwór straszący małe dzieci, z rozczochranymi włosami, zdrętwiałą nogą i rozmazanym na połowie twarzy makijażem. Jak dobrze że dziś sobota. Rozczochrana i senna zaszłam do kuchni. Lucy robiła śniadanie, lecz gdy mnie zobaczyła oniemiała 
- Jak ty wyglądasz. - słyszałam naganę w jej głosie
- No przecież dopiero co wstałam. Narazie potrzebuje kawy.
- Ahh. - Tak skończyła się nasza rozmowa. Zrobiłam sobie ogromny kubek czarnej jak smoła kawy i powlokłam nogami w stronę pokoju. Ubrała się, umyłam i umalowałam.
- Idę na zakupy! Będę za godzinę! - krzyknęła Lucy. Zaszłam na parter i usiadłam na wysepce w kuchni. Piłam życiodajny napój gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Podeszłam tam niechętnie.
- Boże! - na ganku niedbale oparty o ścianę stał Lucas. Miał na sobie czarne spodnie, tego samego koloru koszulkę i skórzaną kurtkę.
- Bogiem nie jestem, ale boski to i owszem. - odparł śmiejąc się z mojej reakcji.
- Po co przyszedłeś? - zapytałam zbita z tropu.
- Zabieram cie na kawę. Chce się czegoś o tobie dowiedzieć. 
- Tak wcześnie?
- Jest już trzynasta. - odparł z szelmowskim uśmiechem.
- Ok. Już się zbieram. Poczekaj chwilę. - weszłam do przedpokoju. Zabrałam ze stolika klucze do domu, założyłam trampki i kurtkę. Wyszłam z domu i zamknęłam drzwi.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam ciekawa.
- Zabaczysz. Wskakuj. - nie przyjechał autem. Tylko motorem. Już kiedyś jeździłam, ale z nim trochę się bałam. Nie znałam go, a o wypadek na nim nie było ciężko. Przerzegnałam się w duchu i szybko się pomodliłam. Usiadłam za nim i oplotłam jedno tułów rękami.
- Trzymaj się. - powiedział i ruszył.
--------------------
Hej wszystkim :) rozdział trochę krótki, ale mam nadzieje że sięwam spodoba. Tak w  ogóle to Wesołych Świąt Wielkanocnych :* postaram się dodać kolejny w niedzielę, ale niewiem czy się wyrobie. Jeśli nie to pojawi się on dopiero w poniedziałek lub wtorek. Xekam na wasze komentarze ;) 
PS. : Przepraszam za błędy.