Hej wam. Tak, tak. Wiem, wiem rozdział miał się pojawić wczoraj, ale musiałam zrobić projekt z geografii. Niby koniec roku szkolnego, ale nauki wieże niż by się mogło spodziewać. Mniejsza o to, ważne że coś tam napisałam. Miłego czytania :)
Aha, jeszcze jedno. Ten rozdział dedykuję Aleksandrze. Gdyby nie ona nie byłoby tego rozdziału tak szybko.
--------------------
Ir
- Słownictwo, moja mała księżniczko. - usłyszałam męski, lekko zachrypnięty głos po swojej prawej stronie. Odwróciłam się w tamtym kierunku i znieruchomiałam. Kilka metrów ode mnie stał dobrze zbudowany mężczyzna. Był cały ubrany na czarno. Muskularne ciało uwydatniała czarną koszulka. Był blady, zupełnie tak jak ja. Podniosłam wzrok i napotkałam dwoje ciemnych oczu. Wstrzymałam oddech gdy zorientowałam się że są takiego samego koloru co moje. Włosy również. W prawej ręce trzymał kosę. Chyba była wykonana z obsydianu. Czarna i lśniąca. Ostrze niebezpieczne błyskało się w świetle księżyca. Śmierć.
- Tata? - wyszeptałam. Nie byłam pewna czy wydała z siebie jakiś dźwięk, czy tylko idiotyczne poruszałam ustami.
- Ir, ale ty wyrosłaś. - powiedział uśmiechając się. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie zdążył bo rzuciłam się na jego szyję. Tak bardzo tego potrzebowałam. Przytulił mnie mocno, głaszcząc po włosach w uspokajającym geście.
- Jak, do cholery jasnej, pozbyć się tych przeklętych skrzydeł? - zapytałam już trochę uspokojona.
- Po pierwsze to one wcale nie są przeklęte. Po drugie to córce Śmierci nie przystoi przeklinać. Po trzecie, hmmm. To trudne. Potrzeba wielu lat praktyki. - widząc moją minę dodał szybko - Ale to powinno pomóc. - to powiedziawszy dotkną delikatnie mojego naszyjnika. Kamień zaczął się unosić w powietrzu i rozbłysnął czerwonym blaskiem. Po chwili poczułam że skrzydła zaczynają wrastać w plecy. Nie czułam bólu, jedynie lekkie pieczenie.
- I po problemie. - uśmiechnęłam się na słowa taty. Nie ojca, starego czy ramola. Taty. Sama byłam zdziwiona że czułam do niego taką więź. W końcu nie poznałam go na tyle dobrze.
- Śmierć... - głos mojej rodzicielki wyrwał mnie z rozmyślań.
- Camille. - wziął ją w ramiona i pocałował w czoło. To było słodkie. Bardzo słodki... Zaraz! Co się ze mnie dzieje?! Słodkie to mogę być ciastka, nie zakochana para! Ir, odbija ci!
- Tak bardzo się za tobą stęskniłem. - powiedział mój tata. - Bardzo żałuje że nie mogę zostać z wami dłużej.
- Czy zobaczę cię jeszcze kiedyś? - zapytałam.
- Możliwe. Wszystko jest zapisane na kartach naszej historii. -po tych słowach po prostu zniknął.
- Ir? - zapytał niepewnie Lucas. Byłam spokojna. Ir, chyba jesteś chora.
- Tak? - odwróciłam się w jego stronę.
-Yyy, nic ci nie jest?- zapytała Kim.
- Nie. - odparłam nadzwyczaj spokojnie, co zdziwiło i ich, i mnie, i moją mamę. Po kilku sekundach na polanę wbiegł Louis.
- Wszyscy już wiedzą. Zaczęli się szykować. - wysapał.
- Do czego? - zapytałam zdezorientowana.
- Do balu. Prawie każdy mieszkaniec Immortal City to istota nadnaturalna. Można powiedzieć że oni wiedzą że ty nią jesteś. Taka jakby więź. Gdy odbędzie się przemiana jakiegoś wilkołaka lub innej istoty nadnaturalnej urządza się bal. - odpowiedział mi Will.
- Czyli oni wiedzą kim jestem?
- Nie. Tego dowiedzą się na balu. Każda rasa ubiera się wtedy na inny kolor. Wampiry na czerwono, czarownicy na złoto, elfy i wróżki na różowo, wilkołaki na brązowo. Są jeszcze syreny, ale ich jest u nas tylko dwie. Ubierają się na biało.
- A ja? - zapytałam rozumiejąc co chciał mi powiedzieć. Idziemy na dyskotekę!!!
- Tyyy. No cóż, jesteś jedynym dzieckiem Śmierci. Posiadasz moc jak u czarowników i skrzydła jak anioły. One ubierają się na czarno...
- Mam dla niej suknię. - przerwała mu moja mama.
- Suknię? Ale ja nie chcę... - zaprotestowałam.
___
Po wczorajszej, przegranej kłótni z mamą poszłam się umyć i spać. Byłam padnięta. Gdy się obudziłam była 14. Jęknęłam, przewróciłam się na drogi bok, a gdy to zrobiłam spadam z łóżka.
- Jeszcze coś sobie zrobisz aniołku. - usłyszałam nad sobą. Przestraszona poderwałam sięna rrówna nogi i objęłam postawę do ataku. Gdy zobaczyłam kto przedemną stoi byłam wściekła.
- Czego chcesz i co robisz w moim pokoju! - wrzasnęłam na śmiejącego się Lucasa.
- Przyszedłem cię obudzić. Twoja mama mi kazała. - odparł spokojnie.
- Ughhh. - uświadomiłam sobie że stoję przed nim w bluzce na ramiączkach i krótkich spodenkach. Szczerze? Było mi wszystko jedno. A niech się patrzy. Najwyżej wyjdzie z tąd bez kilku zębów. Ominęłam go i skierowałam się do kuchni. Niestety chłopak ruszył za mną jak wierny piesek. Hmmm, jest wilkołakiem, a one są spokrewnione z psami. Przypadek? Nie sądzę. Zaśmiałam się cicho pod nosem, ale niestety zielonooki to usłyszał.
- Co cię tak bawi? - zapytał. Zeszłam właśnie po schodach i skierowałam się do kuchni. Zobaczyłam na stole stos... nie, nie może być...
- NALEŚNIKI! - wrzasnęłam i żuciłam się na talerz. Szybko wepchnęłam jednego do ust. Lucas popatrzył na mnie jak na wariata a po chwili parsknął głośnym śmiechem.
- Ło ssso? - zapytałam z pełnymi ustami. Gdy tylko mnie usłyszał zaczą chichotać jeszcze głośniej.
- Deil. - powiedziałam z nadal pełnymi ustami.
- Też cię kocham. - odparł posyłając mi causa.
- O której jest ten cały bal?
- Chyba o dwudziestej.
- CO? Mam tylko 6 godzin na przygotowanie się?
- Myślałem że jesteś bardziej męska i wystarczy ci 20 minut.
- To jest bal. Nawet ja muszę wyglądać dobrze. - po tych słowach popędziłam do pokoju. Po drodze spotkałam moją matkę.
- Masz. - wepchnęła mi w ręce jakąś sukienkę w worku i mały diadem. Ona myśli że ja to założę? Normalnie Mała Syrenka. Dobrze że jest czarne, ale najchętniej wydłubałabym te głupie, błyszczące diamenciki.
- Japierdole. - powiedziałam sama do siebie. Nie byłam zadowolona że to właśnie ona wybrała mi ubrania. Ale co zrobisz? Nic nie zrobisz. Weszłam do pokoju (nie omieszkałam przy tym trzasnąć drzwiami).
wtorek, 26 maja 2015
niedziela, 17 maja 2015
środa, 6 maja 2015
Nowy blog!
Założyłam nowego bloga. Z tej okazji organizuje "konkurs". W komentarzach piszcie jak ma mieć na imię główna bohaterka. Sama nie mogę się zdecydować.
Krótki opis : średniego wzrostu, szczupła 17-latka, o długich czekoladowych włosach. Ma przenikliwe brązowe oczy, które pomimo nastroju ich właścicielki zawsze wyrażają smutek. Sama uważa się za brzydką, ale to nie prawda. Ma pełne usta i według niej, za duży nos. Ubiera się w to, co wpadnie jej w ręce. Lubi czytać książki, jest klasowym kujonem. Nie jest zbytnio lubiana w szkole. Nosi duże, okulary z czarnymi oprawkami. Ma starszego o 3 lata brata, Johna. Utrzymuje z nim dobry kontakt. Jej rodzice prowadzą dużą firmę i nie mają dla miej czasu. Dziewczyna posiada dar, o którym nikt nie wie, nawet John.
Mam nadzieje że to przybliżenie bloga wam się podoba. Pozdrawiam ;)
~Wybranka Nocy
Krótki opis : średniego wzrostu, szczupła 17-latka, o długich czekoladowych włosach. Ma przenikliwe brązowe oczy, które pomimo nastroju ich właścicielki zawsze wyrażają smutek. Sama uważa się za brzydką, ale to nie prawda. Ma pełne usta i według niej, za duży nos. Ubiera się w to, co wpadnie jej w ręce. Lubi czytać książki, jest klasowym kujonem. Nie jest zbytnio lubiana w szkole. Nosi duże, okulary z czarnymi oprawkami. Ma starszego o 3 lata brata, Johna. Utrzymuje z nim dobry kontakt. Jej rodzice prowadzą dużą firmę i nie mają dla miej czasu. Dziewczyna posiada dar, o którym nikt nie wie, nawet John.
Mam nadzieje że to przybliżenie bloga wam się podoba. Pozdrawiam ;)
~Wybranka Nocy
wtorek, 5 maja 2015
Przeprosin.
Kochani,
Wybaczcie że przez prawie miesiąc nie dodawałam rozdziałów. Naprawdę bardzo bym chciała, ale do 28 mają mam wystawić projekt gimnazjalny i nie mam czasu pisać. Naprawdę bardzo was przepraszam, ale musicie jeszcze troszkę poczekać. Gdy już oddam pracę będę miała dużo wolnego czasu i może Wena się do mnie pofatyguje. Jeszcze raz berdzo przepraszam. Kocham :*
~Wybranka Nocy
Wybaczcie że przez prawie miesiąc nie dodawałam rozdziałów. Naprawdę bardzo bym chciała, ale do 28 mają mam wystawić projekt gimnazjalny i nie mam czasu pisać. Naprawdę bardzo was przepraszam, ale musicie jeszcze troszkę poczekać. Gdy już oddam pracę będę miała dużo wolnego czasu i może Wena się do mnie pofatyguje. Jeszcze raz berdzo przepraszam. Kocham :*
~Wybranka Nocy
piątek, 17 kwietnia 2015
Rozdział 8
Hej wszystkim. Na samym początku kilka ogłoszeń parafialnych. Po 1 to rozdziały będą pojawiać się trochę rzadziej, bo w szkole mam zapierdziel i nie mam czasu na nic. Po 2 to dziękuję wam za 800 wyświetleń :* Po 3 to kilka rozdziałów będę pisać z perspektywy Lucasa. Po 4 to chyba i tak nikt tych notek nie czyta wiec to tyle. Kazanie zakończone :D
--------------------
Lucas
Wszyscy byliśmy wpatrzeni w Ir, i czekaliśmy na jej ruch. Dopiero teraz zobaczyłem jaka jest ładna. Ciemno brązowe włosy opadły falami na jej ramiona, a brązowe oczy były... dziwne. Źrenice, czarne jak dwa tunele nienaturalnie powiększone, tęczówki miały kolor ciemny. Efekt pogłębiała czarna obwódka wokół źrenic. Były dziwne, a zarazem piękne. Była średniego wzrostu, na oko metr siedemdziesiąt. Szczupła, ale z wyraźnie zaznaczonymi kobiecymi kształtami. Cerę miała bladą, jak u wampirów. Malinowe usta i mały nosek nadawały jej twarzy niebywałego uroku. Ubrana dziś była w podarte, czarne rurki, tego samego koloru koszulkę i ciemno granatową bluzę z kapturem. Normalnie i bez przesady. Stała na środku pokoju i patrzyła się na nas jak na wariatów.
- Co? - wykrztusiła w końcu.
- Ir, wiem że to dla ciebie trudne, ale musimy się pospieszyć. Do północy zostało 40 minut a ty nie jesteś przygotowana.
- Do czego przygotowana? - była zdenerwowana, widziałem to w jej oczach.
- Równo o północy dojdzie do przemiany. - zabrałem głos. Brunetka spojrzała na mnie.
- Jakiej przemiany? Dlaczego dowiaduje się takich rzeczy po 16 latach? Jakie do cholery istoty nadnaturalne? J-jja, muszę się przejść. - wyjąkała i już jej nie było.
- Irlayn! - wrzasnęła jej matka.
- I co mamy teraz zrobić? Przecież Wyklenci mogą ją znaleźć i zabić w każdej chwili. - zdesperowany Nate chodził po pokoju. - Nie wiemy gdzie mogła pobiec, a jak mniemam jest z nas wszystkich najszybsza. - zastanawiałem się gdzie ta dziewczyna mogła być... I nagle mnie oświeciło. Wodospad.
- Wiem. - powiedziałem. Wstałem z kanapy i nie zważając na protesty Loisa wyszedłem z domu. Zmieniłem się w wilka i pobiegłem nad jeziorko. Zostało pół godziny do pełni, a ona musiała się zmienić. Nie miała wyboru. Zwinnie omijałem drzewa w krzewy które stawały mi na drodze. W końcu dotarłem do celu. Ir siedziała skulona na kamieniu. Dokładnie tak, jak pierwszy raz ją zobaczyłem, tylko tym razem płakała. ONA płakała. Nigdy nikomu nie okazywała swoich słabości, nawet gdy się czymś pocięła czy gdy ktoś ją mocno zranił, psychicznie lub fizycznie, nigdy nie płakała. Zrobiło mi się jej żal. Żyła w niewiedzy przez całe swoje życie, a tu nagle w jedną noc wszystko się rozpadło. Podszedłem do niej i zapiszczałem cicho. Dopiero wtedy podniosła na mnie wzrok. Po policzkach spływały jej słone łzy wraz z makijażem, pozostawiając czarne ślady. Zsunęła się ze skały na której siedziała i wtuliła się w moje futro. Tak bardzo chciałem ją przytulić, ale w wilcze postaci było to niemożliwe. Była taka malutka, cała drżała. Jej ręka powędrowała do mojego karku, a następnie zaczęła mnie głaskać. To miłe uczucie więc nie protestowałem, wręcz przeciwnie, polizałem ją po policzku. Tak wyrażamy uczucia, a ja dążyłem ją jakimś, ale jeszcze nie wiedziałem jakim. Zaśmiała się, chyba ją to łaskotało. Nie wiedziałem co zrobić, zmienić się i zobaczyć jaka będzie jej reakcja, czy poczekać aż pójdzie do domu. Nie zostało dużo czasu więc musiałem na coś się zdecydować. Gdybym teraz się zmienił, to po pierwsze byłbym prawie nagi, a po drugie, Ir bardzo by się zdenerwowała i byłaby... zawiedziona? Pewnie by myślała że przyszedłem tu po to aby sprowadzić ją do domu. A tak nie jest. Chyba mi na niej zależy. Nie znam jej dobrze, ale czuję że jest mi bliska. Jeżeli się nie zmienię, to nie będę mógł jej zaprowadzić do domu. Ahhh... życie jest mega trudne. Zanim przejdzie przemianę musi dowiedzieć się o Megan i Wyklętych. Nie mogłem podjąć decyzji, ponieważ dziewczyna cały czas głaskała mój kark, a to mnie rozpraszało. W końcu postanowiłem się zmienić. Nie wiedziałem tylko gdzie, i jak jej to wytłumaczyć. To chyba jedna z ważniejszych decyzji jaką podejmuje w życiu.
Ir
Przytulałam się do mojego przyjaciela. Tak, mogłam go tak nazwać. Byłam taka zagubiona. Nagle jedyna osoba, jeśli mogę tak nazwać zwierzę, wstała i odsunęła się trochę ode mnie. Patrzyłam na niego zapłakanymi oczami, wymyślając najgorsze scenariusze. Modliłam się aby nie uciekł, by mnie nie zostawiał. Gdy tak na niego patrzyłam zobaczyła jak podobny jest do Lucasa. Czarne futro, jak włosy chłopaka. Toksycznie zielone oczy jak te, które ma Lucas. Szerokie barki i muskularne ciało. Przez to ile czasu z nim spędziłam, chciałam się do niego przytulić. Z rozmyślań wyrwał mnie skowyt wilka. Gdy na niego spojrzałam... otworzyłam buzię ze zdumienia. Mój towarzysz zaczął się zmieniać, a mianowicie jego pysk się kurczył, stawy wracały do normalnych dla człowieka kształtów. Po kilku sekundach stał przede mną półnagi chłopak o zmierzwionych, czarnych włosach. Na sobie miał tylko podarte spodnie. Moją uwagę przykuła jego idealnie wyrzeźbiona klatka piersiowa. Spojrzałam wyżej i zamarłam, gdy ujrzałam znajomą twarz. Zielone oczy jak zwykle przewiercały moją dusze.
-Lucas. - wyszeptałam. Chłopak uśmiechał się niepewnie. No tak, on jest wilkołakiem. Niewiedząc co robić podeszłam do niego i wtuliłam się w jego pierś. Była ciepła i twarda, ale wydawało mi się że pasuje idealnie do mojego ciała. Chyba się lekko zdziwił bo na początku tylko stał nieruchomo, ale już po kilku sekundach przytulił mnie mocno. Pierwszy raz pokazuje komuś jaka naprawdę jestem, a przynajmniej tą cząstkę mojego jestestwa* która była zarezerwowana tylko dla mnie.
- Ir, wiem że to dla ciebie trudne ale musimy już iść. Za dwadzieścia minut pełnia. - powiedział spokojnie przerywając ciszę.
- Wiem... - nie chciałam iść. Chciałam siedzieć tu całą noc i wpatrywać się w wodospad tuląc do siebie Lucasa. Był taki ciepły.
- No już, nie płacz. - otarł kciukiem łzę spływającą po moim policzku. Co ty robisz?!- krzyczał głos w mojej głowie. - przecież prawie go nie znasz! - to był fakt, ale on chciał mi pomóc. Koniec końców zostałam przegłosowana przez tą Ir, która ma miękkie serce i lubi różowy. Super, po prostu zajebiście. Popatrzyłam na taflę wody w której zobaczyłam nasze odbicie. Lucas też się na nią patrzył i wtedy nasze spojrzenia się spotkały. W jego oczach można było wyczytać tyle emocji, strach, zmartwienie, złość, ale i... miłość? Nie, to na pewno nie to.
- Idziemy? - zapytał w końcu.
- Tak. - otarł policzki z łez i rozmamanego makijażu. "Odkleiłam" się od chłopaka i nie czekając na niego ruszyłam w stronę domu. Szłam szybko, można powiedzieć że biegam. Po kilku minutach dotarłam do ogrodu przed willą. Na ganku przed nią siedzieli wszyscy: moja mama, Nate, Lois, Will, Jamie i Christopher. Nie było tylko jednej osoby...
- Gdzie jest Megan? - zapytałam próbując się lekko zdenerwować.
- Kochanie, ona... - Camille się zacięła.
- Jest razem z Wyklętymi. - powiedział spokojnie Nate.
- A kto to są ci cali Wyklenci? - czułam jak wraca dawna Ir, ta która gościła w moim ciele przez kilka dobrych lat.
- Wyklenci chcą cię zabić. To armia Megan. Ona jest upadłą, to znaczy że kiedyś była aniołem, ale wiele wieków temu zbuntowała się przeciwko Bogu. Trafiła do pekła, do którego siłą zaciągną ją twój ojciec. Niestety w piekle są osoby, które łatwo ulegają silniejszym. Megan stworzyła tam potężną armię i chce się zemścić. Na Bogu nie może, wiec za cel wybrała sobie Śmierć. To on ją tam zaprowadził. Śmierć jest nieśmiertelny więc nie może mu nic zrobić, ale tobie tak. Musisz być ostrożna i... - nie usłyszałam co było dalej. Zaczęło mi się kręcić w głowie, a cała czaszka była rozrywana przez ból. Poczułam jak przechodzi przeze mnie prąd. Światło księżyca razie mnie w oczy. W końcu to poczułam. Przez kręgosłup przeszedł mnie lodowaty dreszcz, a następnie okropny ból. Krzyknęła i upadłam na kolana. Czułam się tak, jakbym miał zaraz umrzeć. Całe plecy potwornie bolały, jakby coś chciało się z nich wydostać. Po chwili usłyszałam jak coś się rozdziera, a po mojej skórze popłynęła krew. Cała drżałam. Oddychałam szybko, ale po moim policzku nie popłynęła ani jedna łza. Nie tym razem. Zacisnęłam dłonie w pięści i uderzyła jedną w ziemię. Usłyszałam grzmot i po niecałej sekundzie obok mnie pojawił się piorun. W miejscu gdzie dotkną ziemi trawa przypaliła się trochę. Czułam na plecach jakiś ciężar. Chciałam odwrócić głowę, ale nie miałam już siły.
Lucas
Nate tłumaczył Ir kim są Wyklenci gdy ta nagle krzyknęła i upadłą na kolana. Wygięła ciało w łuk, a na jej twarzy widniał ogromny ból. Na jej placach zaczęły pojawiać się uwypuklenia. Po chwili jej skóra po prost pękła, a z rany zaczęły wydostać się skrzydła. Były czarne, duże i wydawały się być mroczne. Ich kształt przypominał te, które dziś narysowała podczas jednej z lekcji. Dziewczyna krzyczała z bólu a po jej niemal białej skórze zaczęła płynąć krew. Jestem wilkołakiem, wiec czułem jej zapach, słodki jak kwiaty. Po chwili usłyszałem głośny grzmot a obok dziewczyny uderzył piorun. Ta oddychała szybko i spazmistycznie, ale nie uroniła ani jednej łzy. Zamknęła oczy i powiedziała coś bardzo cicho. Uniosła głowę i popatrzyła w naszą stronę.
- To koniec? - zapytała cichutko. Podniosła się z ziemi i popatrzyłado tylu. Jej oczy zzrobiły się jeszcze większe niż przedtem. - O kurwa. - zaklęła siarczyscie.
--------------------
Ten rozdział jest naprawdę fatalny. Brak weny, mega dużo nauki i zmęczenie dało rezultat w postaci tego czegoś. Za błędy przepraszam. Następny za tydzień :*
--------------------
Lucas
Wszyscy byliśmy wpatrzeni w Ir, i czekaliśmy na jej ruch. Dopiero teraz zobaczyłem jaka jest ładna. Ciemno brązowe włosy opadły falami na jej ramiona, a brązowe oczy były... dziwne. Źrenice, czarne jak dwa tunele nienaturalnie powiększone, tęczówki miały kolor ciemny. Efekt pogłębiała czarna obwódka wokół źrenic. Były dziwne, a zarazem piękne. Była średniego wzrostu, na oko metr siedemdziesiąt. Szczupła, ale z wyraźnie zaznaczonymi kobiecymi kształtami. Cerę miała bladą, jak u wampirów. Malinowe usta i mały nosek nadawały jej twarzy niebywałego uroku. Ubrana dziś była w podarte, czarne rurki, tego samego koloru koszulkę i ciemno granatową bluzę z kapturem. Normalnie i bez przesady. Stała na środku pokoju i patrzyła się na nas jak na wariatów.
- Co? - wykrztusiła w końcu.
- Ir, wiem że to dla ciebie trudne, ale musimy się pospieszyć. Do północy zostało 40 minut a ty nie jesteś przygotowana.
- Do czego przygotowana? - była zdenerwowana, widziałem to w jej oczach.
- Równo o północy dojdzie do przemiany. - zabrałem głos. Brunetka spojrzała na mnie.
- Jakiej przemiany? Dlaczego dowiaduje się takich rzeczy po 16 latach? Jakie do cholery istoty nadnaturalne? J-jja, muszę się przejść. - wyjąkała i już jej nie było.
- Irlayn! - wrzasnęła jej matka.
- I co mamy teraz zrobić? Przecież Wyklenci mogą ją znaleźć i zabić w każdej chwili. - zdesperowany Nate chodził po pokoju. - Nie wiemy gdzie mogła pobiec, a jak mniemam jest z nas wszystkich najszybsza. - zastanawiałem się gdzie ta dziewczyna mogła być... I nagle mnie oświeciło. Wodospad.
- Wiem. - powiedziałem. Wstałem z kanapy i nie zważając na protesty Loisa wyszedłem z domu. Zmieniłem się w wilka i pobiegłem nad jeziorko. Zostało pół godziny do pełni, a ona musiała się zmienić. Nie miała wyboru. Zwinnie omijałem drzewa w krzewy które stawały mi na drodze. W końcu dotarłem do celu. Ir siedziała skulona na kamieniu. Dokładnie tak, jak pierwszy raz ją zobaczyłem, tylko tym razem płakała. ONA płakała. Nigdy nikomu nie okazywała swoich słabości, nawet gdy się czymś pocięła czy gdy ktoś ją mocno zranił, psychicznie lub fizycznie, nigdy nie płakała. Zrobiło mi się jej żal. Żyła w niewiedzy przez całe swoje życie, a tu nagle w jedną noc wszystko się rozpadło. Podszedłem do niej i zapiszczałem cicho. Dopiero wtedy podniosła na mnie wzrok. Po policzkach spływały jej słone łzy wraz z makijażem, pozostawiając czarne ślady. Zsunęła się ze skały na której siedziała i wtuliła się w moje futro. Tak bardzo chciałem ją przytulić, ale w wilcze postaci było to niemożliwe. Była taka malutka, cała drżała. Jej ręka powędrowała do mojego karku, a następnie zaczęła mnie głaskać. To miłe uczucie więc nie protestowałem, wręcz przeciwnie, polizałem ją po policzku. Tak wyrażamy uczucia, a ja dążyłem ją jakimś, ale jeszcze nie wiedziałem jakim. Zaśmiała się, chyba ją to łaskotało. Nie wiedziałem co zrobić, zmienić się i zobaczyć jaka będzie jej reakcja, czy poczekać aż pójdzie do domu. Nie zostało dużo czasu więc musiałem na coś się zdecydować. Gdybym teraz się zmienił, to po pierwsze byłbym prawie nagi, a po drugie, Ir bardzo by się zdenerwowała i byłaby... zawiedziona? Pewnie by myślała że przyszedłem tu po to aby sprowadzić ją do domu. A tak nie jest. Chyba mi na niej zależy. Nie znam jej dobrze, ale czuję że jest mi bliska. Jeżeli się nie zmienię, to nie będę mógł jej zaprowadzić do domu. Ahhh... życie jest mega trudne. Zanim przejdzie przemianę musi dowiedzieć się o Megan i Wyklętych. Nie mogłem podjąć decyzji, ponieważ dziewczyna cały czas głaskała mój kark, a to mnie rozpraszało. W końcu postanowiłem się zmienić. Nie wiedziałem tylko gdzie, i jak jej to wytłumaczyć. To chyba jedna z ważniejszych decyzji jaką podejmuje w życiu.
Ir
Przytulałam się do mojego przyjaciela. Tak, mogłam go tak nazwać. Byłam taka zagubiona. Nagle jedyna osoba, jeśli mogę tak nazwać zwierzę, wstała i odsunęła się trochę ode mnie. Patrzyłam na niego zapłakanymi oczami, wymyślając najgorsze scenariusze. Modliłam się aby nie uciekł, by mnie nie zostawiał. Gdy tak na niego patrzyłam zobaczyła jak podobny jest do Lucasa. Czarne futro, jak włosy chłopaka. Toksycznie zielone oczy jak te, które ma Lucas. Szerokie barki i muskularne ciało. Przez to ile czasu z nim spędziłam, chciałam się do niego przytulić. Z rozmyślań wyrwał mnie skowyt wilka. Gdy na niego spojrzałam... otworzyłam buzię ze zdumienia. Mój towarzysz zaczął się zmieniać, a mianowicie jego pysk się kurczył, stawy wracały do normalnych dla człowieka kształtów. Po kilku sekundach stał przede mną półnagi chłopak o zmierzwionych, czarnych włosach. Na sobie miał tylko podarte spodnie. Moją uwagę przykuła jego idealnie wyrzeźbiona klatka piersiowa. Spojrzałam wyżej i zamarłam, gdy ujrzałam znajomą twarz. Zielone oczy jak zwykle przewiercały moją dusze.
-Lucas. - wyszeptałam. Chłopak uśmiechał się niepewnie. No tak, on jest wilkołakiem. Niewiedząc co robić podeszłam do niego i wtuliłam się w jego pierś. Była ciepła i twarda, ale wydawało mi się że pasuje idealnie do mojego ciała. Chyba się lekko zdziwił bo na początku tylko stał nieruchomo, ale już po kilku sekundach przytulił mnie mocno. Pierwszy raz pokazuje komuś jaka naprawdę jestem, a przynajmniej tą cząstkę mojego jestestwa* która była zarezerwowana tylko dla mnie.
- Ir, wiem że to dla ciebie trudne ale musimy już iść. Za dwadzieścia minut pełnia. - powiedział spokojnie przerywając ciszę.
- Wiem... - nie chciałam iść. Chciałam siedzieć tu całą noc i wpatrywać się w wodospad tuląc do siebie Lucasa. Był taki ciepły.
- No już, nie płacz. - otarł kciukiem łzę spływającą po moim policzku. Co ty robisz?!- krzyczał głos w mojej głowie. - przecież prawie go nie znasz! - to był fakt, ale on chciał mi pomóc. Koniec końców zostałam przegłosowana przez tą Ir, która ma miękkie serce i lubi różowy. Super, po prostu zajebiście. Popatrzyłam na taflę wody w której zobaczyłam nasze odbicie. Lucas też się na nią patrzył i wtedy nasze spojrzenia się spotkały. W jego oczach można było wyczytać tyle emocji, strach, zmartwienie, złość, ale i... miłość? Nie, to na pewno nie to.
- Idziemy? - zapytał w końcu.
- Tak. - otarł policzki z łez i rozmamanego makijażu. "Odkleiłam" się od chłopaka i nie czekając na niego ruszyłam w stronę domu. Szłam szybko, można powiedzieć że biegam. Po kilku minutach dotarłam do ogrodu przed willą. Na ganku przed nią siedzieli wszyscy: moja mama, Nate, Lois, Will, Jamie i Christopher. Nie było tylko jednej osoby...
- Gdzie jest Megan? - zapytałam próbując się lekko zdenerwować.
- Kochanie, ona... - Camille się zacięła.
- Jest razem z Wyklętymi. - powiedział spokojnie Nate.
- A kto to są ci cali Wyklenci? - czułam jak wraca dawna Ir, ta która gościła w moim ciele przez kilka dobrych lat.
- Wyklenci chcą cię zabić. To armia Megan. Ona jest upadłą, to znaczy że kiedyś była aniołem, ale wiele wieków temu zbuntowała się przeciwko Bogu. Trafiła do pekła, do którego siłą zaciągną ją twój ojciec. Niestety w piekle są osoby, które łatwo ulegają silniejszym. Megan stworzyła tam potężną armię i chce się zemścić. Na Bogu nie może, wiec za cel wybrała sobie Śmierć. To on ją tam zaprowadził. Śmierć jest nieśmiertelny więc nie może mu nic zrobić, ale tobie tak. Musisz być ostrożna i... - nie usłyszałam co było dalej. Zaczęło mi się kręcić w głowie, a cała czaszka była rozrywana przez ból. Poczułam jak przechodzi przeze mnie prąd. Światło księżyca razie mnie w oczy. W końcu to poczułam. Przez kręgosłup przeszedł mnie lodowaty dreszcz, a następnie okropny ból. Krzyknęła i upadłam na kolana. Czułam się tak, jakbym miał zaraz umrzeć. Całe plecy potwornie bolały, jakby coś chciało się z nich wydostać. Po chwili usłyszałam jak coś się rozdziera, a po mojej skórze popłynęła krew. Cała drżałam. Oddychałam szybko, ale po moim policzku nie popłynęła ani jedna łza. Nie tym razem. Zacisnęłam dłonie w pięści i uderzyła jedną w ziemię. Usłyszałam grzmot i po niecałej sekundzie obok mnie pojawił się piorun. W miejscu gdzie dotkną ziemi trawa przypaliła się trochę. Czułam na plecach jakiś ciężar. Chciałam odwrócić głowę, ale nie miałam już siły.
Lucas
Nate tłumaczył Ir kim są Wyklenci gdy ta nagle krzyknęła i upadłą na kolana. Wygięła ciało w łuk, a na jej twarzy widniał ogromny ból. Na jej placach zaczęły pojawiać się uwypuklenia. Po chwili jej skóra po prost pękła, a z rany zaczęły wydostać się skrzydła. Były czarne, duże i wydawały się być mroczne. Ich kształt przypominał te, które dziś narysowała podczas jednej z lekcji. Dziewczyna krzyczała z bólu a po jej niemal białej skórze zaczęła płynąć krew. Jestem wilkołakiem, wiec czułem jej zapach, słodki jak kwiaty. Po chwili usłyszałem głośny grzmot a obok dziewczyny uderzył piorun. Ta oddychała szybko i spazmistycznie, ale nie uroniła ani jednej łzy. Zamknęła oczy i powiedziała coś bardzo cicho. Uniosła głowę i popatrzyła w naszą stronę.
- To koniec? - zapytała cichutko. Podniosła się z ziemi i popatrzyłado tylu. Jej oczy zzrobiły się jeszcze większe niż przedtem. - O kurwa. - zaklęła siarczyscie.
--------------------
Ten rozdział jest naprawdę fatalny. Brak weny, mega dużo nauki i zmęczenie dało rezultat w postaci tego czegoś. Za błędy przepraszam. Następny za tydzień :*
poniedziałek, 13 kwietnia 2015
Liebster Award
Hej wszystkim :) Zastałam nominowana do Liebster Award przez Nocną Heroskę ( tu macie jej bloga ^^ : http://krwawy-dwor.blogspot.com/?m=1) Bardzo dziękuję za uznanie :) Liebster Award to nagroda przyznawana za "dobrze wykonaną robotę".
Pytania i moje odpowiedzi:
1. Co cię zainspirowało do pisania?
Hmmm. Chyba przeczytane książki i blogi, ale też pogoda :) lepiej pisze mi się po długim spacerze w deszczowe dni (psychol).
2. Jakie książki chętnie czytasz?
Lubię książki o tematyce fantasy, młodzieżowe i romans paranormalny.
3. Jakiej muzyki słuchasz?
Wszystkiego co mi wpadnie w ucho. Od "Nirvany" do Nicki Minaj :)
4. Czy ktoś namówił cię do założenia bloga?
Przyczyniły się do tego moje koleżanki (całuje :*) ale to ja podjęła ostateczną decyzję.
5. Kiedykolwiek myślałeś/łaś, że będziesz mieć bloga?
Nie. Jeszcze rok temu do książek podchodziłam z krzyżem i wodą świeconą a co dopiero żeby samemu zacząć coś pisać.
6. Co robisz w wolnym czasie (oprócz pisania i czytania)?
Rysuje.
7. Jaka ekranizacja książki sprawiła Ci największy zawód?
Chyba "Dary Anioła: Miasto Kości.". Książka była BOSKA, a film... no cóż, nie powala.
8. Masz jakieś zwierzątko/a domowe?
Mam 3 koty :D
9. Ulubiony autor?
Chyba Jamie Campbell Bower, ale Johnny Depp też jest spoko.
10. Ulubiona postać książkowa?
Tylko jedna?! Dziewczyno ogarnij się.
11. Znienawidzona postać książkowa?
Chyba Azazel z książki "Ja, Diablica". Nie trawię gościa.
Moje pytania i blogi:
1. Ulubiona męska postać książkowa?
2. Jaką pogodę najbardziej lubisz?
3. Co inspiruje cię do pisania?
4. Kto i jak nakłonił cię do pisania?
5. Ulubiony napój?
6. Jaki jest twój ulubiony kolor?
7. Ulubiona książka?
8. Chciałabyś wyjechać kiedyś do Stanów Zjednoczonych?
9. Ulubiona postać fantastyczna (wampir, elf, wilkołak itd.)?
10. Jeśli byś mogła, to do jakiej książki lub filmu byś się przeniosła?
11. Znienawidzona zachowanie ludzi?
11 nominowanych przeze mnie blogow:
http://www.jestem-kim-jestem-inna-nie-bede.blogspot.com/?m=1
http://dotyk-pioruna.blogspot.com/?m=1
http://wtajemniczenipoczatekkonca.blogspot.com/?m=1
http://igraniezesmiercia.blogspot.com/?m=1
http://anielskacisza.blogspot.com/?m=1
http://dalsza.blogspot.com/?m=1
http://mroczne-miasto.blogspot.com/?m=1
http://z-pamietnika-katownika.blogspot.com/?m=1
http://scar-never-fade.blogspot.com/?m=1
http://zaufac-aniolowi-czy-jego-lzy.blogspot.com/?m=1
http://tylkodladziwakow.blogspot.com/?m=1
Co do opowiadania to rozdział pojawi się dopiero w piątek. :) Pozdrawiam :*
Pytania i moje odpowiedzi:
1. Co cię zainspirowało do pisania?
Hmmm. Chyba przeczytane książki i blogi, ale też pogoda :) lepiej pisze mi się po długim spacerze w deszczowe dni (psychol).
2. Jakie książki chętnie czytasz?
Lubię książki o tematyce fantasy, młodzieżowe i romans paranormalny.
3. Jakiej muzyki słuchasz?
Wszystkiego co mi wpadnie w ucho. Od "Nirvany" do Nicki Minaj :)
4. Czy ktoś namówił cię do założenia bloga?
Przyczyniły się do tego moje koleżanki (całuje :*) ale to ja podjęła ostateczną decyzję.
5. Kiedykolwiek myślałeś/łaś, że będziesz mieć bloga?
Nie. Jeszcze rok temu do książek podchodziłam z krzyżem i wodą świeconą a co dopiero żeby samemu zacząć coś pisać.
6. Co robisz w wolnym czasie (oprócz pisania i czytania)?
Rysuje.
7. Jaka ekranizacja książki sprawiła Ci największy zawód?
Chyba "Dary Anioła: Miasto Kości.". Książka była BOSKA, a film... no cóż, nie powala.
8. Masz jakieś zwierzątko/a domowe?
Mam 3 koty :D
9. Ulubiony autor?
Chyba Jamie Campbell Bower, ale Johnny Depp też jest spoko.
10. Ulubiona postać książkowa?
Tylko jedna?! Dziewczyno ogarnij się.
11. Znienawidzona postać książkowa?
Chyba Azazel z książki "Ja, Diablica". Nie trawię gościa.
Moje pytania i blogi:
1. Ulubiona męska postać książkowa?
2. Jaką pogodę najbardziej lubisz?
3. Co inspiruje cię do pisania?
4. Kto i jak nakłonił cię do pisania?
5. Ulubiony napój?
6. Jaki jest twój ulubiony kolor?
7. Ulubiona książka?
8. Chciałabyś wyjechać kiedyś do Stanów Zjednoczonych?
9. Ulubiona postać fantastyczna (wampir, elf, wilkołak itd.)?
10. Jeśli byś mogła, to do jakiej książki lub filmu byś się przeniosła?
11. Znienawidzona zachowanie ludzi?
11 nominowanych przeze mnie blogow:
http://www.jestem-kim-jestem-inna-nie-bede.blogspot.com/?m=1
http://dotyk-pioruna.blogspot.com/?m=1
http://wtajemniczenipoczatekkonca.blogspot.com/?m=1
http://igraniezesmiercia.blogspot.com/?m=1
http://anielskacisza.blogspot.com/?m=1
http://dalsza.blogspot.com/?m=1
http://mroczne-miasto.blogspot.com/?m=1
http://z-pamietnika-katownika.blogspot.com/?m=1
http://scar-never-fade.blogspot.com/?m=1
http://zaufac-aniolowi-czy-jego-lzy.blogspot.com/?m=1
http://tylkodladziwakow.blogspot.com/?m=1
Co do opowiadania to rozdział pojawi się dopiero w piątek. :) Pozdrawiam :*
sobota, 11 kwietnia 2015
Rozdział 7
JUŻ 500 WYŚWIETLEŃ!!! Dziękuję :) nie zdajecie sobie sprawy ile to dla mnie znaczy, tak samo jak komentarze. Jeszcze raz dziękuję :) aha i jeszcze jedno: przepraszam że rozdział tak późno, ale brak weny :/
PS. : Wolicie rozdziały długie, ale raz w tygodniu czy takie jak teraz 2/3 razy?
--------------------
- Ziemia do Ir! - krzyk Kim obudził mnie z rozmyślań.
- Tak? - zapytałam. Od spotkania z Lucasem minęły już 2 dni. To co stało się nad jeziorem... nie mogłam sobie tego racjonalnie wyjaśnić. Było mniej więcej tak:
"- Czy wierzysz w istoty nadnaturalne? - zapytał mój towarzysz. Popatrzyłam na niego jak na wariata.
- Co?! - nie mogłam uwierzyć że jest on taki głupi. Fakt, uwielbiam fantastykę, ale nie wierzę w to że takie wampiry czy elfy chodzą po tym świecie. - Lucas, czy ty myśli... - nie dane mi było dokończyć, ponieważ zza krzaków po prawej stronie wyszedł jakiś facet. Nie miał więcej niż 20 lat, blond włosy opadły mu na czoło, a czerwone oczy świeciły się w blasku księżyca. W prawej ręce trzymał... miecz. Srebrny,ze złotymi znakami na rękojeści. Uśmiechnął się do mnie obleśnie.
- Ir, uciekaj do domu. - powiedział spokojnie Lucas.
- Ale...
- JUŻ! - tym razem krzyknął. Odwróciłam się na pięcie i sprintem pobiegłam w stronę willi. To nie fair z mojej strony że zostawiłam tam Lucasa samego. Szybko wdrapałam się na drzewo pod moim balkonem i weszłam do pokoju. Zatrzasnęłam drzwi i weszłam do łóżka.
- CO TO DO CHOLERY MIAŁO BYĆ?! - wrzasnęłam sama do siebie. Położyłam się wygodnie na poduszkach. Nie miałam siły żeby rozmyślać co dziś się wydarzyło."
- Dziewczyno, co się z tobą dzieje? Pytałam czy idziesz dzisiaj z nami na imprezę. - chwile zastanawiałam się nad odpowiedzią, ale coś sobie przypomniałam. Dzisiaj pełnia.
- Chętnie bym z wami poszła, ale tak w pewnym sensie mam szlaban. Nie pytajcie dlaczego, bo niewiem. - weszłam do sali numer 57. Tu mam fizykę. Kolejny trudny przedmiot z serii trudnych i nikomu nie potrzebnych przedmiotów. Usiadłam w ostatniej ławce po prawej stronie. Dokładnie to pod oknem. Była to jedyna lekcja na której siedziałam sama, ale czułam w kościach że dzisiaj to się zmieni. Zadzwonił dzwonek I w tym momencie się wyłączyłam. Zaczęłam rysować coś na kartce gdy drzwi otworzyły się z hukiem. Do klasy wszedł Lucas. Nauczyciel spojrzał na niego ale nic nie powiedział tylko dalej prowadził nudną lekcje. Znowu zaczęłam rysować, gdy poczułam czyjąś rękę na ramieniu.
- Zajęłaś moje miejsce. - zielonooki uśmiechał się figlarnie.
- To masz problem. Nigdzie się stąd nie ruszam. - po raz 3 przyłożyłam ołówek do kartki i zatraciłam się w tworzeniu obrazku. Były to anielskie skrzydła. A może nie anielskie? Były bardziej mroczne, trochę postrzepione i brudne. Bardziej niż do anioła nadawały by się dla śmierci. Pełne smutku. Kątem oka zauważyłam że Lucas zają miejsce obok mnie, ale nie uważał na to co mówi nauczyciel, tylko patrzy na to co robię. Miałam ochotę mu przywalić, ale się powstrzymała. W końcu byłam na lekcji.
- Przestaniesz się gapić?
- Ładnie rysujesz.
- Tak, a na drzewach rosną króliki.
- Panno Light. - nauczyciel patrzył mi się hasło w oczy. - Skoro jest pani taka gadatliwa opowie nam pani o magnesach? - w mordę. Uczepił się mnie jak niewiem. Dobrze że to akurat przerabiałam to w poprzedniej szkole.
- - odpowiedziałam na jednym wdech. Facet mruknął coś pod nosem i do końca lekcji miałam spokój. Gdy tak siedziałam zamknięta w świecie rysunków, czułam na sobie czyjś wzrok. Nie należał on do Lucasa. Gdy zadzwonił dzwonek zgarnęłam swoje książki i wybyłam z klasy. Skierowałam się w stronę stołówki. Przed wejściem czekała na mnie moja paczka.
- Co dzisiaj na lunch? - zapytałam, bo byłam bardzo głodna.
- Kanapki. - burkną Alex
- Aha. - na tym skończyła się nasza rozmowa. Nie wiedziałam co ich ugryzło. Odkąd usłyszeli o pełny są jakby przygnębieni. Bywa. Zjadłam i udałam się w stronę szatni. Gdy weszłam od razu usłyszałam głos Ashley.
- Ta suka przystawiała się do Lucasa. Mojego Lucasa. Widziałam ich wczoraj w kawiarni na rynku. Ona jeszcze tego pożałuje. - chciało mi się śmiać. JA i Lucas razem? To absurd. Ugh... co za okropność. Przez tą myśl chyba mózg mi spleśniał. Ochyda. Szybko się przebrałam i Ruszyłam w stronę sali gimnastycznej. Dzisiaj graliśmy w siatkówkę. To chyba mój ulubiony sport. Nauczycielka podzieliła nas na dwie drużyny. Ja miałam ten zaszczyt że u nas był Lucas i dwóch jego kolegów. Koszmar, ale są i plusy, a mianowicie nasza kochana Ashley była w przeciwnej drużynie. Ustawiam się na środku boiska, i zauważyłam że jestem jedyną dziewczyną u nas. Westchnęłam. Rozległ się dźwięk gwizdka i zaczęła się gra. Pierwszy serwis należał do Ashley, która jak na swoje marne rączki przeserwowała i to całkiem dobrze. Gra była już na starcie przesądzona i wygrywaliśmy 22-10. Gdy w końcu miałam serwować był to ostatni punkt do końca meczu. Stanęłam na linię i popatrzyłam przed siebie. Wredna blond suka śmiała się ze mnie.
- Nie przejdzie. - powiedziała do swoich piesków a one się zaśmiały.
- Z dedykacją dla Ashley. - powiedziałam pod nosem i porzuciła piłkę. Następnie jęk najmocniej uderzyła nią otwartą dłonią. Pocisk z dużą prędkością leciał wprost w... twarz Ashley. Dziewczyna pisała i odsunęła się przed nią, ale nie w porę. Kilka sekund później blondynka leżała na podłodze wyjąc z bólu, lecz nikt do niej nie podszedł. Wszyscy byli w patrzenia we mnie. Uśmiechnęłam się diabolicznie. Tak, tego było mi trzeba.
- Ash, nic ci nie jest? - jedna z dziewczyn podeszła do mojej "ofiary" i usiadła obok niej.
- Zabrać ją do pielęgniarki? Chyba ma złamany nos. - Stefan podszedł do dziewczyny i wziął ją na ręce.
- Dziewczyno, ty MUSISZ grać w naszej szkolnej drużynie. - nauczycielka podeszła do mnie nie zwracając uwagi na poszkodowaną. - Twoje ręce są nam potrzebne. I ten serwis. Co ty na to?
- Nie. Nie lubię pokazywać ludziom tego co potrafię. - A było tego sporo: dość dobrze rysowałam, byłam silna i szybka, grałam na kilku instrumentach, gdy miałam 5 lat zaczęłam chodzić na balet, lubiłam się ścigać, dobrze pływalni i (o ironio) byłam przebiegła gdy chodziło o włamania, kradzieże i bujki. Cała ja.
- Proszę. - nauczycielka niemal płakała.
- Nie. - obróciłam się na pięcie I poszłam w stronę szatni. Przebrałam się i wyszłam ze szkoły. Przy moim aucie czekała zgraja Ashley i kilku napakowanych chłopaków. Poszłam w tamtym kierunku.
- Dostaniesz za to co zrobiłaś. - powiedziała jedna z dziewczyn.
- Tak, już się boje. - uśmiechnęłam się przebiegle I odłożyłam torebkę na ziemię. Jak ja uwielbiam to uczucie, adrenalina buzuje w twoich żyłach, palce zaciskają się w pięści a twoimi przeciwnikami jest 4 planów którzy nie wiedzą z kim zadarli.
- Chłopcy zajmijcie się tą suką. Z pozdrowieniami od Ashley. - osiłki podeszli do mnie. Jeden chciał mnie złapać za rękę ale kopnęłam do w brzuch. Coś chrupnęło, a mianowicie jego żebra. Chłopak skulił się z bólu. 1/0 dla mnie. Tym razem szło ich dwóch. Uśmiech nie schodził mi z ust. Jeden złapał mnie za ręce i to był jego błąd. Odbiłam się od ziemi i obiema nogami na raz kopnęłam go w krocze. To musiało boleć. Sekundę później przywaliłam jakiemuś blondynowi pięścią w nos. Krew trysnęła na jego białą koszulkę. Zastał tylko jeden, ale po tym co zrobiłam reszcie natychmiast się odsuną.
- Pozdrówcie Ashley. Jak chce się bić to niech sama przyjdzie, a nie przysyła takie ścierwo. - zabrałam torebkę i wsiadam do auta. Spojrzałam jeszcze przelotnie na chłopów zwijajacych się z bólu na asfalcie. Nie zapomną tego do końca życia. Zapaliłasilnik i oodjechałm pozostawiając za sobą tumany kurzu. Po chwili na drodze obok mnie pojawiło się auto Lucasa z właścicielem w środku. Spojrzeliśmy sobie w oczy i już wiedziałam że czeka mnie wyścig do drzwi mojego domu. Zmieniłam bieg i mocniej przycisnęłam pedał gazu.
***
- Znowu wygrałam. - powiedziałam do Lucasa gdy wysiadłam z auta przed domem.
- To nie fair. - coś zalśniło w jego dolnej wadze. Srebrne kółeczko.
- Kiedy zrobiłeś sobie kolczyka? - zmieniłam temat.
- Hmmm. Rok temu. Chyba.
- Zbuntowany nastolatek?
- Ty masz tatuaż. - odgryzł się.
- Dobra, skończ. - otworzyłam drzwi wejściowe. W holu stała mama.
- Nareszcie jesteście. - powiedziała.
- Jesteście? - zapytałam.
- Tak czarownico. - Lucas zmierzwił mi włosy.
- Spadaj. Dlaczego czekałaś na naszą dwójkę? - zwróciłam się do mojej rozdicielki.
- Zaraz ci wszystko wytłumaczę. Ale proszę, nie złość się.
- Jak mam się nie wkurw... wkurzać skoro nic mi nie mówisz? - byłam już lekko poddenerwowana. Nie, lekko to za mało powiedziane, bardzo.
- Chodź. - poszliśmy w stronę salonu. - Pamiętasz jak ci mówiłam że dzisiaj jest pełnia i masz nigdzie nie wychodzić? - zapytała. Przytaknęłam. Weszliśmy do salonu... w którym siedzieli: Kim, Alex, Nate i jakiś czterech gości. Gdy się im przyjrzałam zauważyłam że to z mini Lucas spędza czas.
- Co jest do cholery? - byłam już naprawdę zła. Niemal czułam jak między palcami przeskakują mi iskry.
- Ir uspokuj się, bo jeszcze coś spalisz albo porazisz prądem. - popatrzyłam na swoje ręce... I nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Na lewej dłoni płoną dość duży płomień. Między palcami prawej dłoni plątały się biało - srebrne iskry, wyglądające jęk piorun.
- Japierdole. - zaklęłam sierczyscie. Zawsze starałam się tak nie mówić przy matce.
- Tak, wiemy to dla ciebie nowość. Jak się opanujesz to samo zniknie. - Camille zdawała się być bardzo spokojna. - A teraz czas na wyjaśnienia. Zastanawiasz się pewnie co my tu wszyscy robimy. - przytaknęłam.
- Tak jak ci mówiłem nad jeziorem, istoty nadnaturalne żyją, i mają się dobrze. - teraz głos zabrał Lucas. - Jak już zauważyłaś jesteś jedną z nich. Tak jak ja i reszta tu zgromadzonych.
- Ja jestem wampirem. - Kim uśmiechnęła się szeroko i pokazała swoje uzębienie. Dwa zęby wysunęły się na około 6 centymetrów.
- Czarownik, do usług. - Alex ukłonił mi się.
- A my jesteśmy wilkołakami. - odezwał się jeden z chłopaków.
- To jest Lois, bliźniaki to Jamie i Will, a blondyn to Christopher. - Lucas przedstawił mi swoich kolegów.
- Umm, no dobra, przyjmijmy że w to wierzę. A teraz mi powiedzcie co ja, do cholery, mam ztym wwspólnego?! - prawie krzyczałam.
- Ir... ty jesteś wyjątkowa. Ja nie jestem jedną z nich, ale w mojej rodzinie było kilka wilkołaków. Twój dar... odziedziczyłaś go po ojcu. - odparła moja matka.
- Kim on był, jest, sama niewiem.
- Twój ojciec jest... - trudno było jej to powiedzieć. - Jest śmiercią.
--------------------
Tadam :) to chyba najdłuższy rozdział. Przepraszam za błędy :) do napisania :*
PS. : Wolicie rozdziały długie, ale raz w tygodniu czy takie jak teraz 2/3 razy?
--------------------
- Ziemia do Ir! - krzyk Kim obudził mnie z rozmyślań.
- Tak? - zapytałam. Od spotkania z Lucasem minęły już 2 dni. To co stało się nad jeziorem... nie mogłam sobie tego racjonalnie wyjaśnić. Było mniej więcej tak:
"- Czy wierzysz w istoty nadnaturalne? - zapytał mój towarzysz. Popatrzyłam na niego jak na wariata.
- Co?! - nie mogłam uwierzyć że jest on taki głupi. Fakt, uwielbiam fantastykę, ale nie wierzę w to że takie wampiry czy elfy chodzą po tym świecie. - Lucas, czy ty myśli... - nie dane mi było dokończyć, ponieważ zza krzaków po prawej stronie wyszedł jakiś facet. Nie miał więcej niż 20 lat, blond włosy opadły mu na czoło, a czerwone oczy świeciły się w blasku księżyca. W prawej ręce trzymał... miecz. Srebrny,ze złotymi znakami na rękojeści. Uśmiechnął się do mnie obleśnie.
- Ir, uciekaj do domu. - powiedział spokojnie Lucas.
- Ale...
- JUŻ! - tym razem krzyknął. Odwróciłam się na pięcie i sprintem pobiegłam w stronę willi. To nie fair z mojej strony że zostawiłam tam Lucasa samego. Szybko wdrapałam się na drzewo pod moim balkonem i weszłam do pokoju. Zatrzasnęłam drzwi i weszłam do łóżka.
- CO TO DO CHOLERY MIAŁO BYĆ?! - wrzasnęłam sama do siebie. Położyłam się wygodnie na poduszkach. Nie miałam siły żeby rozmyślać co dziś się wydarzyło."
- Dziewczyno, co się z tobą dzieje? Pytałam czy idziesz dzisiaj z nami na imprezę. - chwile zastanawiałam się nad odpowiedzią, ale coś sobie przypomniałam. Dzisiaj pełnia.
- Chętnie bym z wami poszła, ale tak w pewnym sensie mam szlaban. Nie pytajcie dlaczego, bo niewiem. - weszłam do sali numer 57. Tu mam fizykę. Kolejny trudny przedmiot z serii trudnych i nikomu nie potrzebnych przedmiotów. Usiadłam w ostatniej ławce po prawej stronie. Dokładnie to pod oknem. Była to jedyna lekcja na której siedziałam sama, ale czułam w kościach że dzisiaj to się zmieni. Zadzwonił dzwonek I w tym momencie się wyłączyłam. Zaczęłam rysować coś na kartce gdy drzwi otworzyły się z hukiem. Do klasy wszedł Lucas. Nauczyciel spojrzał na niego ale nic nie powiedział tylko dalej prowadził nudną lekcje. Znowu zaczęłam rysować, gdy poczułam czyjąś rękę na ramieniu.
- Zajęłaś moje miejsce. - zielonooki uśmiechał się figlarnie.
- To masz problem. Nigdzie się stąd nie ruszam. - po raz 3 przyłożyłam ołówek do kartki i zatraciłam się w tworzeniu obrazku. Były to anielskie skrzydła. A może nie anielskie? Były bardziej mroczne, trochę postrzepione i brudne. Bardziej niż do anioła nadawały by się dla śmierci. Pełne smutku. Kątem oka zauważyłam że Lucas zają miejsce obok mnie, ale nie uważał na to co mówi nauczyciel, tylko patrzy na to co robię. Miałam ochotę mu przywalić, ale się powstrzymała. W końcu byłam na lekcji.
- Przestaniesz się gapić?
- Ładnie rysujesz.
- Tak, a na drzewach rosną króliki.
- Panno Light. - nauczyciel patrzył mi się hasło w oczy. - Skoro jest pani taka gadatliwa opowie nam pani o magnesach? - w mordę. Uczepił się mnie jak niewiem. Dobrze że to akurat przerabiałam to w poprzedniej szkole.
- - odpowiedziałam na jednym wdech. Facet mruknął coś pod nosem i do końca lekcji miałam spokój. Gdy tak siedziałam zamknięta w świecie rysunków, czułam na sobie czyjś wzrok. Nie należał on do Lucasa. Gdy zadzwonił dzwonek zgarnęłam swoje książki i wybyłam z klasy. Skierowałam się w stronę stołówki. Przed wejściem czekała na mnie moja paczka.
- Co dzisiaj na lunch? - zapytałam, bo byłam bardzo głodna.
- Kanapki. - burkną Alex
- Aha. - na tym skończyła się nasza rozmowa. Nie wiedziałam co ich ugryzło. Odkąd usłyszeli o pełny są jakby przygnębieni. Bywa. Zjadłam i udałam się w stronę szatni. Gdy weszłam od razu usłyszałam głos Ashley.
- Ta suka przystawiała się do Lucasa. Mojego Lucasa. Widziałam ich wczoraj w kawiarni na rynku. Ona jeszcze tego pożałuje. - chciało mi się śmiać. JA i Lucas razem? To absurd. Ugh... co za okropność. Przez tą myśl chyba mózg mi spleśniał. Ochyda. Szybko się przebrałam i Ruszyłam w stronę sali gimnastycznej. Dzisiaj graliśmy w siatkówkę. To chyba mój ulubiony sport. Nauczycielka podzieliła nas na dwie drużyny. Ja miałam ten zaszczyt że u nas był Lucas i dwóch jego kolegów. Koszmar, ale są i plusy, a mianowicie nasza kochana Ashley była w przeciwnej drużynie. Ustawiam się na środku boiska, i zauważyłam że jestem jedyną dziewczyną u nas. Westchnęłam. Rozległ się dźwięk gwizdka i zaczęła się gra. Pierwszy serwis należał do Ashley, która jak na swoje marne rączki przeserwowała i to całkiem dobrze. Gra była już na starcie przesądzona i wygrywaliśmy 22-10. Gdy w końcu miałam serwować był to ostatni punkt do końca meczu. Stanęłam na linię i popatrzyłam przed siebie. Wredna blond suka śmiała się ze mnie.
- Nie przejdzie. - powiedziała do swoich piesków a one się zaśmiały.
- Z dedykacją dla Ashley. - powiedziałam pod nosem i porzuciła piłkę. Następnie jęk najmocniej uderzyła nią otwartą dłonią. Pocisk z dużą prędkością leciał wprost w... twarz Ashley. Dziewczyna pisała i odsunęła się przed nią, ale nie w porę. Kilka sekund później blondynka leżała na podłodze wyjąc z bólu, lecz nikt do niej nie podszedł. Wszyscy byli w patrzenia we mnie. Uśmiechnęłam się diabolicznie. Tak, tego było mi trzeba.
- Ash, nic ci nie jest? - jedna z dziewczyn podeszła do mojej "ofiary" i usiadła obok niej.
- Zabrać ją do pielęgniarki? Chyba ma złamany nos. - Stefan podszedł do dziewczyny i wziął ją na ręce.
- Dziewczyno, ty MUSISZ grać w naszej szkolnej drużynie. - nauczycielka podeszła do mnie nie zwracając uwagi na poszkodowaną. - Twoje ręce są nam potrzebne. I ten serwis. Co ty na to?
- Nie. Nie lubię pokazywać ludziom tego co potrafię. - A było tego sporo: dość dobrze rysowałam, byłam silna i szybka, grałam na kilku instrumentach, gdy miałam 5 lat zaczęłam chodzić na balet, lubiłam się ścigać, dobrze pływalni i (o ironio) byłam przebiegła gdy chodziło o włamania, kradzieże i bujki. Cała ja.
- Proszę. - nauczycielka niemal płakała.
- Nie. - obróciłam się na pięcie I poszłam w stronę szatni. Przebrałam się i wyszłam ze szkoły. Przy moim aucie czekała zgraja Ashley i kilku napakowanych chłopaków. Poszłam w tamtym kierunku.
- Dostaniesz za to co zrobiłaś. - powiedziała jedna z dziewczyn.
- Tak, już się boje. - uśmiechnęłam się przebiegle I odłożyłam torebkę na ziemię. Jak ja uwielbiam to uczucie, adrenalina buzuje w twoich żyłach, palce zaciskają się w pięści a twoimi przeciwnikami jest 4 planów którzy nie wiedzą z kim zadarli.
- Chłopcy zajmijcie się tą suką. Z pozdrowieniami od Ashley. - osiłki podeszli do mnie. Jeden chciał mnie złapać za rękę ale kopnęłam do w brzuch. Coś chrupnęło, a mianowicie jego żebra. Chłopak skulił się z bólu. 1/0 dla mnie. Tym razem szło ich dwóch. Uśmiech nie schodził mi z ust. Jeden złapał mnie za ręce i to był jego błąd. Odbiłam się od ziemi i obiema nogami na raz kopnęłam go w krocze. To musiało boleć. Sekundę później przywaliłam jakiemuś blondynowi pięścią w nos. Krew trysnęła na jego białą koszulkę. Zastał tylko jeden, ale po tym co zrobiłam reszcie natychmiast się odsuną.
- Pozdrówcie Ashley. Jak chce się bić to niech sama przyjdzie, a nie przysyła takie ścierwo. - zabrałam torebkę i wsiadam do auta. Spojrzałam jeszcze przelotnie na chłopów zwijajacych się z bólu na asfalcie. Nie zapomną tego do końca życia. Zapaliłasilnik i oodjechałm pozostawiając za sobą tumany kurzu. Po chwili na drodze obok mnie pojawiło się auto Lucasa z właścicielem w środku. Spojrzeliśmy sobie w oczy i już wiedziałam że czeka mnie wyścig do drzwi mojego domu. Zmieniłam bieg i mocniej przycisnęłam pedał gazu.
***
- Znowu wygrałam. - powiedziałam do Lucasa gdy wysiadłam z auta przed domem.
- To nie fair. - coś zalśniło w jego dolnej wadze. Srebrne kółeczko.
- Kiedy zrobiłeś sobie kolczyka? - zmieniłam temat.
- Hmmm. Rok temu. Chyba.
- Zbuntowany nastolatek?
- Ty masz tatuaż. - odgryzł się.
- Dobra, skończ. - otworzyłam drzwi wejściowe. W holu stała mama.
- Nareszcie jesteście. - powiedziała.
- Jesteście? - zapytałam.
- Tak czarownico. - Lucas zmierzwił mi włosy.
- Spadaj. Dlaczego czekałaś na naszą dwójkę? - zwróciłam się do mojej rozdicielki.
- Zaraz ci wszystko wytłumaczę. Ale proszę, nie złość się.
- Jak mam się nie wkurw... wkurzać skoro nic mi nie mówisz? - byłam już lekko poddenerwowana. Nie, lekko to za mało powiedziane, bardzo.
- Chodź. - poszliśmy w stronę salonu. - Pamiętasz jak ci mówiłam że dzisiaj jest pełnia i masz nigdzie nie wychodzić? - zapytała. Przytaknęłam. Weszliśmy do salonu... w którym siedzieli: Kim, Alex, Nate i jakiś czterech gości. Gdy się im przyjrzałam zauważyłam że to z mini Lucas spędza czas.
- Co jest do cholery? - byłam już naprawdę zła. Niemal czułam jak między palcami przeskakują mi iskry.
- Ir uspokuj się, bo jeszcze coś spalisz albo porazisz prądem. - popatrzyłam na swoje ręce... I nie mogłam uwierzyć w to co widzę. Na lewej dłoni płoną dość duży płomień. Między palcami prawej dłoni plątały się biało - srebrne iskry, wyglądające jęk piorun.
- Japierdole. - zaklęłam sierczyscie. Zawsze starałam się tak nie mówić przy matce.
- Tak, wiemy to dla ciebie nowość. Jak się opanujesz to samo zniknie. - Camille zdawała się być bardzo spokojna. - A teraz czas na wyjaśnienia. Zastanawiasz się pewnie co my tu wszyscy robimy. - przytaknęłam.
- Tak jak ci mówiłem nad jeziorem, istoty nadnaturalne żyją, i mają się dobrze. - teraz głos zabrał Lucas. - Jak już zauważyłaś jesteś jedną z nich. Tak jak ja i reszta tu zgromadzonych.
- Ja jestem wampirem. - Kim uśmiechnęła się szeroko i pokazała swoje uzębienie. Dwa zęby wysunęły się na około 6 centymetrów.
- Czarownik, do usług. - Alex ukłonił mi się.
- A my jesteśmy wilkołakami. - odezwał się jeden z chłopaków.
- To jest Lois, bliźniaki to Jamie i Will, a blondyn to Christopher. - Lucas przedstawił mi swoich kolegów.
- Umm, no dobra, przyjmijmy że w to wierzę. A teraz mi powiedzcie co ja, do cholery, mam ztym wwspólnego?! - prawie krzyczałam.
- Ir... ty jesteś wyjątkowa. Ja nie jestem jedną z nich, ale w mojej rodzinie było kilka wilkołaków. Twój dar... odziedziczyłaś go po ojcu. - odparła moja matka.
- Kim on był, jest, sama niewiem.
- Twój ojciec jest... - trudno było jej to powiedzieć. - Jest śmiercią.
--------------------
Tadam :) to chyba najdłuższy rozdział. Przepraszam za błędy :) do napisania :*
środa, 1 kwietnia 2015
Rozdział 6
(Werble proszę) MAMY JUŻ 200 WYŚWIETLEŃ!!! dziekuje ;* we wcześniejszym poście mówiłam że rozdział pojawi się w niedzielę, ale tak jak wspomniałam w jednym komentarzu Wena przyszła na kolacje i została na noc. Padam na ryj, ale piszę żeby nie zapomnieć. Miłego czytania :)
--------------------
Lucas zaparkował motor pod małą kawiarenką. Znajdowała się ona w centrum miasta, na placu który zwrócił kiedyś moją uwagę. Na środku była fontanna. Cały chodnik wyłożony kostką, a przy uliczkach stały ogromne, brtonowe donice z kolorowymi kwiatami. Weszliśmy do środka. Było to małe, ale przestronne pomieszczenie o bordowych i beżowych ścianach. Pod nimi ustawione były stoliki i krzesła, a naprzeciwko wejścia lada za którą stała kelnerka. Usiedlismy w najdalej oddalonym kącie by nikt nas nie usłyszał.
- Co podać? - zapytała blondynka z niebieskimi oczami. Miała na sobie jeansy i koszule. Na biodrach przewieszony miała fartuszek.
- Dla mnie to co zwykle, a co do panienki to niewiem. - Lucas wyszczeżył się w uśmiechu.
- Kawę. Czarną. - odparłam mechanicznie.
- Opowiedz mi coś o sobie. - poprosił Lucas gdy kelnerka odeszła.
- A co chcesz wiedzieć? - mimowolnie dotknęłam swojego naszyjnika.
- Hmmm. - zastanawiał się. - Najlepiej wszystko.
- A masz tyle czasu?
- On zawsze się znajdzie. - nadal się do mnie wyszczeżał.
- No dobra. Gdy byłam jeszcze niemowlakiem ojciec spieprzył i zostawił mnie i matkę samą. Ma ona na imię Camille. Kilka lat potem matka spotkała Nathaniela i została jego żoną. Mieszkałam razem z nimi. Gdy miałam pięć lat na świat przyszła moja siostra Megan. Nienawidzę suki. W szkole zawsze były ze mną problemy. Często wdawałam się w bujki i takie tam. Dwa razy siedziałam w więzieniu za pobicie kogoś na imprezie. Nate ma znajomości wiec długo nie siedziałam, ale to i tak ich mocno wkurzyło. Mieszkałam w Nowym Yorku, dokładnie na Manhattanie. Przeprowadziłam się tu bo tak zadecydowała moja rodzina. Wiesz już gdzie mieszkam. Lubię rysować. Mam tatuaż w kształcie głowy wilka obejmujący prawie całe plecy. Często brałam udział w nielegalnych wyścigach samochodowych. W domu mam sprzęt do tatuażu. Hmmm. - zamyśliłam się. - Lubię czarną kawę. To chyba wszystko. - widziałam jak Lucas się mi przygląda. Uważnie słuchał, jakby chciał wszystko zapamiętać.
- Jesteś naprawdę ciekawą osobą Ir. - odparł w końcu. Kelnerka przyniosła nam kawy. Widziałam jak spogląda na mojego towarzysza. To trzeba było mu przyznać, był przystojny. Blondynka posłał mi wrogie spojrzenie i odeszła.
- Teraz ty coś mi o sobie opowiedz.
- Od początku? - przytaknęłam.
- Wychowują mnie rodzice. Mieszkam w Immortal City od zawsze. Mam kilku przyjaciół, możliwe jest że ich spotkasz. Noszę kolczyka w wadze, ale dziś zapomniałem założyć. Nie tak dawno zrobiłem sobie tatuaż na plecach. Pokazał bym ci, ale blondyna by nam tu zeszła. Jest we mnie zakochana od roku. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jaka jest na ciebie wściekła za to że tu za mną siedzisz. Nie mam rodzeństwa. Mieszkam niedaleko ciebie. I tyle. No, jest coś jeszcze ale to kiedy indziej. Ty jesteś ciekawsza.
- Co to za jeszcze jedna sprawa?
- Kiedy indziej. - uśmiechał się wesoło a we mnie się gotowało. Oddychałam głęboko, aż się uspokoiłam. Siedzieliśmy tam jeszcze chwilę i rozmawialiśmy. Lucas odwiózł mnie do domu.
- Do zobaczenia. - powiedział na pożegnanie.
- Cześć. - weszłam do domu. Była 15 a ja zrobiłam się głodna. Weszłam do kuchni i zjadłam kanapkę. W moim pokoju jak zwykle panował lekki bałagan, a mianowicie z szafy wylewały się na podłogę ubrania. Westchnęłam. Nie miałam ochoty na sprzątanie. Wyjęłam piórnik i kartki. Zastanawiałam się chwilę co narysować. Ostatnio często rysowałam postacie z książek: wilkołaki, wampiry, anioły... Czytałam tylko fantastykę. Jednak tym razem nie miałam na nich ochoty. Lucas. Było to dla mnie dziwne że zaprosił mnie na kawę, chciał wszystko o mnie wiedzieć, ale tak naprawdę w szkole się nawet na mnie nie patrzy. Postanowiłam go narysować. Zajęło mi to dużo czasu, a obrazek i tak zajmował niecałą połowę kartki. Na dole narysowałam czarnego wilka którego spotkałam przy wodospadzie. Wyszło mi całkiem nieźle. Zastanawiałam sie dlaczego miałam przczucie że On i wilk są ze sobą powiązani. Zostawiłam wszystko na biurku i poszłam się wykopać. To był dość miły dzień.
***
Siedziałam na skale koło jeziorka czekając na wilka. Wiem, to głupie bo jest on zwierzęciem, ale wiem że mnie rozumie. Zastanawiałam się co zrobić z tym całym Lucasem. Był dla mnie miły i wydawało by się że chciał się za mną zakolegować. Prawie nic o nim niewiem, nawet jeśli mi o sobie opowiedział. Kim mówiła żebym się od niego i jego kumpli trzymała z daleka, a dlaczego? Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk łamany gałęzi. Zaszeleściły krzaki, a na polanę wszedł...
- Co ty tu robisz? - zapytałam zbita z tropu. Chłopak o którym rozmyślałam uśmiechnął się szeroko, tak bym mogła zobaczyć stan jego ósemek.
- O to samo mogę zapytać ciebie.
- Poszłam na nocny spacer po lesie. Nie wolno?
- Tu jest dużo dzikich zwierząt. - jego oczy lustrowały mnie z góry na dół. Dopiero teraz zorientowałam się w co jestem ubrana. Miałam na sobie kuse spodenki i białą koszulkę na ramiączkach. Byłam boso.
- Napatrzyłaś się już mamusiu?- zapytałam zdenerwowana.
- Jak jest na co patrzeć to można godzinami. - tym razem oczy miał wlepione w moje. Miał taką niesamowitą barwę tęczówek. Zielone jak wiosenna trawa. Jak radioaktywny wyciek. Jak "mój" wczorajszy wilk. Ej, właśnie. Obaj mieli takie same oczy, a sierść wilka taki sam kolor jak własny chłopaka.
- Co tu robisz? - zapytałam jeszcze raz.
- Poszedłem na spacer. Widać że to nie był przypadek. Może jesteśmy sobie przeznaczeni?-zaśmiałam się bez krzty wesołości w głosie.
- Tak, jasne, a w piekle pada śnieg. - uśmiechnął się na moje słowa.
- Chyba zadam ci pytanie. Mogę?
- Właśnie to zrobiłeś.
- Cała Ir. To nie jest prosty temat. Możesz mnie uznać za wariata, chorego psychicznie lub... - zawahał się. - strasznego. Możesz się mnie bać.
- Ja się niczego nie boję. To reszta powinna bać się mnie.
- Tak, tak. Straszna Ir zabijając wszystko co stanie jej na drodze i wysysająca duszę. - zachichotał. On chichotał. Boże jakie to było słodkie... o nie. Czy ja naprawdę tak pomyślałam? Czy ja naprawdę myślałam o nim jak o najlepszym chłopaku jakiego spotkałam? CZY JA SIĘ ZAKOCHAŁAM W CHŁOPAKU KTÓREGO NIE ZNAM?! Nie. Jestem Irlayn Light i w nikim nigdy się nie zakochał. A napewno nie w NIM.
- Ughhh. No mów wreszcie. O co chodzi? - chciałam jak najszybciej mieć już tą rozmowę za sobą.
- Czy... - widziałam że ciężko mu jest to z siebie wykrztusić. - Czy wierzysz w istoty nadnaturalne?
--------------------
Tadam. Wiem, wiem. Jestem niedobra i kończę w takim momencie :) kolejny rozdział w niedzielę. Aha i chciałam przeprosić Nocną Heroskę za to że wzięłam jej tekst z bloga. Widziałam go kilka razy i wydawał mi się fajny. Wybaczysz Karola? Całuski dla was i do napisania.
PS. : jak myślicie, kim będzie Lucas? No i kim będzie Ir? Jaką tajemnicę skrywa w sobie jej ojciec i Krew diabła(naszyjnik)? Piszcie w komach. Ciekawa jestem co wymyślicie :)
--------------------
Lucas zaparkował motor pod małą kawiarenką. Znajdowała się ona w centrum miasta, na placu który zwrócił kiedyś moją uwagę. Na środku była fontanna. Cały chodnik wyłożony kostką, a przy uliczkach stały ogromne, brtonowe donice z kolorowymi kwiatami. Weszliśmy do środka. Było to małe, ale przestronne pomieszczenie o bordowych i beżowych ścianach. Pod nimi ustawione były stoliki i krzesła, a naprzeciwko wejścia lada za którą stała kelnerka. Usiedlismy w najdalej oddalonym kącie by nikt nas nie usłyszał.
- Co podać? - zapytała blondynka z niebieskimi oczami. Miała na sobie jeansy i koszule. Na biodrach przewieszony miała fartuszek.
- Dla mnie to co zwykle, a co do panienki to niewiem. - Lucas wyszczeżył się w uśmiechu.
- Kawę. Czarną. - odparłam mechanicznie.
- Opowiedz mi coś o sobie. - poprosił Lucas gdy kelnerka odeszła.
- A co chcesz wiedzieć? - mimowolnie dotknęłam swojego naszyjnika.
- Hmmm. - zastanawiał się. - Najlepiej wszystko.
- A masz tyle czasu?
- On zawsze się znajdzie. - nadal się do mnie wyszczeżał.
- No dobra. Gdy byłam jeszcze niemowlakiem ojciec spieprzył i zostawił mnie i matkę samą. Ma ona na imię Camille. Kilka lat potem matka spotkała Nathaniela i została jego żoną. Mieszkałam razem z nimi. Gdy miałam pięć lat na świat przyszła moja siostra Megan. Nienawidzę suki. W szkole zawsze były ze mną problemy. Często wdawałam się w bujki i takie tam. Dwa razy siedziałam w więzieniu za pobicie kogoś na imprezie. Nate ma znajomości wiec długo nie siedziałam, ale to i tak ich mocno wkurzyło. Mieszkałam w Nowym Yorku, dokładnie na Manhattanie. Przeprowadziłam się tu bo tak zadecydowała moja rodzina. Wiesz już gdzie mieszkam. Lubię rysować. Mam tatuaż w kształcie głowy wilka obejmujący prawie całe plecy. Często brałam udział w nielegalnych wyścigach samochodowych. W domu mam sprzęt do tatuażu. Hmmm. - zamyśliłam się. - Lubię czarną kawę. To chyba wszystko. - widziałam jak Lucas się mi przygląda. Uważnie słuchał, jakby chciał wszystko zapamiętać.
- Jesteś naprawdę ciekawą osobą Ir. - odparł w końcu. Kelnerka przyniosła nam kawy. Widziałam jak spogląda na mojego towarzysza. To trzeba było mu przyznać, był przystojny. Blondynka posłał mi wrogie spojrzenie i odeszła.
- Teraz ty coś mi o sobie opowiedz.
- Od początku? - przytaknęłam.
- Wychowują mnie rodzice. Mieszkam w Immortal City od zawsze. Mam kilku przyjaciół, możliwe jest że ich spotkasz. Noszę kolczyka w wadze, ale dziś zapomniałem założyć. Nie tak dawno zrobiłem sobie tatuaż na plecach. Pokazał bym ci, ale blondyna by nam tu zeszła. Jest we mnie zakochana od roku. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jaka jest na ciebie wściekła za to że tu za mną siedzisz. Nie mam rodzeństwa. Mieszkam niedaleko ciebie. I tyle. No, jest coś jeszcze ale to kiedy indziej. Ty jesteś ciekawsza.
- Co to za jeszcze jedna sprawa?
- Kiedy indziej. - uśmiechał się wesoło a we mnie się gotowało. Oddychałam głęboko, aż się uspokoiłam. Siedzieliśmy tam jeszcze chwilę i rozmawialiśmy. Lucas odwiózł mnie do domu.
- Do zobaczenia. - powiedział na pożegnanie.
- Cześć. - weszłam do domu. Była 15 a ja zrobiłam się głodna. Weszłam do kuchni i zjadłam kanapkę. W moim pokoju jak zwykle panował lekki bałagan, a mianowicie z szafy wylewały się na podłogę ubrania. Westchnęłam. Nie miałam ochoty na sprzątanie. Wyjęłam piórnik i kartki. Zastanawiałam się chwilę co narysować. Ostatnio często rysowałam postacie z książek: wilkołaki, wampiry, anioły... Czytałam tylko fantastykę. Jednak tym razem nie miałam na nich ochoty. Lucas. Było to dla mnie dziwne że zaprosił mnie na kawę, chciał wszystko o mnie wiedzieć, ale tak naprawdę w szkole się nawet na mnie nie patrzy. Postanowiłam go narysować. Zajęło mi to dużo czasu, a obrazek i tak zajmował niecałą połowę kartki. Na dole narysowałam czarnego wilka którego spotkałam przy wodospadzie. Wyszło mi całkiem nieźle. Zastanawiałam sie dlaczego miałam przczucie że On i wilk są ze sobą powiązani. Zostawiłam wszystko na biurku i poszłam się wykopać. To był dość miły dzień.
***
Siedziałam na skale koło jeziorka czekając na wilka. Wiem, to głupie bo jest on zwierzęciem, ale wiem że mnie rozumie. Zastanawiałam się co zrobić z tym całym Lucasem. Był dla mnie miły i wydawało by się że chciał się za mną zakolegować. Prawie nic o nim niewiem, nawet jeśli mi o sobie opowiedział. Kim mówiła żebym się od niego i jego kumpli trzymała z daleka, a dlaczego? Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk łamany gałęzi. Zaszeleściły krzaki, a na polanę wszedł...
- Co ty tu robisz? - zapytałam zbita z tropu. Chłopak o którym rozmyślałam uśmiechnął się szeroko, tak bym mogła zobaczyć stan jego ósemek.
- O to samo mogę zapytać ciebie.
- Poszłam na nocny spacer po lesie. Nie wolno?
- Tu jest dużo dzikich zwierząt. - jego oczy lustrowały mnie z góry na dół. Dopiero teraz zorientowałam się w co jestem ubrana. Miałam na sobie kuse spodenki i białą koszulkę na ramiączkach. Byłam boso.
- Napatrzyłaś się już mamusiu?- zapytałam zdenerwowana.
- Jak jest na co patrzeć to można godzinami. - tym razem oczy miał wlepione w moje. Miał taką niesamowitą barwę tęczówek. Zielone jak wiosenna trawa. Jak radioaktywny wyciek. Jak "mój" wczorajszy wilk. Ej, właśnie. Obaj mieli takie same oczy, a sierść wilka taki sam kolor jak własny chłopaka.
- Co tu robisz? - zapytałam jeszcze raz.
- Poszedłem na spacer. Widać że to nie był przypadek. Może jesteśmy sobie przeznaczeni?-zaśmiałam się bez krzty wesołości w głosie.
- Tak, jasne, a w piekle pada śnieg. - uśmiechnął się na moje słowa.
- Chyba zadam ci pytanie. Mogę?
- Właśnie to zrobiłeś.
- Cała Ir. To nie jest prosty temat. Możesz mnie uznać za wariata, chorego psychicznie lub... - zawahał się. - strasznego. Możesz się mnie bać.
- Ja się niczego nie boję. To reszta powinna bać się mnie.
- Tak, tak. Straszna Ir zabijając wszystko co stanie jej na drodze i wysysająca duszę. - zachichotał. On chichotał. Boże jakie to było słodkie... o nie. Czy ja naprawdę tak pomyślałam? Czy ja naprawdę myślałam o nim jak o najlepszym chłopaku jakiego spotkałam? CZY JA SIĘ ZAKOCHAŁAM W CHŁOPAKU KTÓREGO NIE ZNAM?! Nie. Jestem Irlayn Light i w nikim nigdy się nie zakochał. A napewno nie w NIM.
- Ughhh. No mów wreszcie. O co chodzi? - chciałam jak najszybciej mieć już tą rozmowę za sobą.
- Czy... - widziałam że ciężko mu jest to z siebie wykrztusić. - Czy wierzysz w istoty nadnaturalne?
--------------------
Tadam. Wiem, wiem. Jestem niedobra i kończę w takim momencie :) kolejny rozdział w niedzielę. Aha i chciałam przeprosić Nocną Heroskę za to że wzięłam jej tekst z bloga. Widziałam go kilka razy i wydawał mi się fajny. Wybaczysz Karola? Całuski dla was i do napisania.
PS. : jak myślicie, kim będzie Lucas? No i kim będzie Ir? Jaką tajemnicę skrywa w sobie jej ojciec i Krew diabła(naszyjnik)? Piszcie w komach. Ciekawa jestem co wymyślicie :)
Rozdział 5
Głucha cisza. Wjechałam na linie startową. Wdech, wydech, wdech... Odliczam kolejne sekundy. Adrenalina buzuje mi w żyłach, jakby chciała mnie rozsadzić.
- Trzy! - wydech, wdech...
- Dwa! - wydech, wdech, wydech...
- START!!! - jak najmocniej wcisnelam pedał gazu. Opony zapiszczały a ja objęłam prowadzenie. 120km/h. Tyle wskazywał licznik kilka sekund temu. Teraz prawie 200. Koło mnie pojawił się Mustang Lucasa. Wiedziałam że ma przewagę, bo zna ten tor jak własną kieszeń. Mocniej wcisnęłam pedał. Zaraz zakręt. Powinnam zwolnić. Powinnam, lecz nie dziś. Był on dość ostry, Lucas zwolnił a ja odwróciłam kierownicę w lewo, ledwo wyrabiając na nim. Teraz prosto do mety. Popatrzyłam w wsteczne lusterko. Auto mojego przeciwnika zbliżało się. Dziś jest mój dzień. Nie jego. Mój. Zajechałam mu drogę lekko ocierając się tym samym o jego wóz. Widziałam ze jest wściekły. Jeszcze kilka metrów. Przejechałam przez metę kilka sekund przed Lucasem.
Wdech, wydech, wdech...
Wysiadłam z samochodu a tłum stał oniemiały. Uśmiechnęłam się przebiegle i odwróciłam w stronę zielonookiego.
- Tak. Te zawody zdecydowanie nie są dla mnie. Jesteście cieńcy. Wole się ścigać w Nowym Yorku. - złość aż od niego kipiała. Myślałam że zaraz mnie pożre. Poszłam w stronę Kevina który miał wręczać nagrody. Stał oniemiały z szeroko otworzonymi oczami i ustami. Zaśmiałam się cicho. Nagrodą było 20 tysięcy, a ja byłam nowa i już wygrałam. Odebrałam ją czując na plecach wzrok innych. Gdy się odwróciłam, kilka metrów ode mnie stał Lucas. Już nie był zły, jego twarz wyrażała zaciekawienie.
- Długo się już ścigasz? - to pytanie kompletnie mnie zszokowało.
- Dwa lata.
- Jesteś godnym przeciwnikiem. - uśmiechnął się pokazując przy tym swoje idealne i białe zęby.
- Ty również.
- Kiedy zrobiłaś sobie tatuaż? - skąd on o nim wie? Aaa... dzisiejsza wpadka przed szkołą.
- Pół roku temu. A co? - zdziwiłam się że pyta właśnie o to.
- Nic. Jest bardzo ładny, ale i duży. Rodzice się zgodzili?
- Rodzice? Chyba sobie żartujesz. Gdy matka się o nim dowiedziała wzruszyła ramionami i poszła do pracy. Z Natem było gorzej. Myślałam że zedrze że mnie skórę, ale chyba już przywykł do mnie.
- Jesteś bardzo ciekawą osobą Ir.
- Taa. Ja się zbierać. Jestem zmęczona.
- Dobranoc zwycięzco.
- Dobranoc.
***
Siedziałam na łóżku. Nie wiedziałam co robić. Za dwadzieścia minut minie północ a ja nie wiem co robić. Nie chce mi się spać. Wyszłam na balkon. Dopiero teraz zobaczyłam że obok poręczy jest drzewo. Widać że jest stare, miało grube gałęzie. Nie zastanawiając się dłużej weszłam na jedną z nich i powoli zeszłam, a raczej zleciłam na dół. Trawa łaskotała mnie w bose stopy. Rozejrzałam się dookoła. Postanowiłam wyruszyć na nocny spacer do lasu. Szłam powoli omijając każde drzewo, krzaki czy kamienie. Po jakimś czasie doszłam do małej polany. To co tam ujrzałam zaparło mi dech. Był tam mały wodospad, wpływający do jeziorka. Ogromny głaz ustawiony był przy brzegu. Wokół były drzewa, a księżyc, kilka dni przed pełnią, rozświetlał całe to miejsce dodając mu uroku. Weszłam szybko na kamień, oparłam głowę na kolanach i zapatrzyłam się w taflę wody. Było tu tak cicho, jedynie wodospad dawał się słyszeć. Wybiła północ. Wiedziałam to, czułam. Usłyszałam wycie wilka, mówiące mi ze mam towarzystwo. Na polanę wszedł ogromny, czarny bysior, o toksycznie zielonych oczach. Nie zauważył mnie. Powoli zsunęłm się z kamienia na którym siedziałam. Wilk odwrócił łep w moją stronę i zawarczał cicho. Nie robiąc sobie nic z tego zrobiłam krok w jego stronę. On jakby się mnie bał, zrobił krok w tył.
- Nie uciekaj. Nie zrobię ci krzywdy. - powiedziałam choć wiedziałam że mnie nie rozumie. Zatrzymał się i przewrócił łep na lewą stronę. Był naprawdę ogromny, sięgał mi do połowy klatki piersiowej. Podeszłam do niego i wyciągnęła rękę. Dotknęłam jego czarnej jak noc sierści. Była mięciutka i aksamitna w dotyku. Lśniła w świetle księżyca. Usiadłam na ziemi, a on zrobił to samo. Głaskałam go po łbie, a on oparł ją na moich nogach nadal na mnie patrząc.
- Mówiłam ze ci nic nie zrobię. - powiedziałam cicho. Nagle wilk podniósł pysk i polizał mnie po policzku. Zaśmiałam się.
- Ej! Przestań. To łaskocze! - odsuną się nieco i wrócił do wcześniejszej pozycji. Kochałam zwierzęta, ale nigdy nie miałam żadnego pupila. Głaskałam go po karku, a on wydał z siebie gardłowy pomruk zadowolenia. Uśmiechnęłam się. Jeszcze nigdy nie pokazywałam jaka jestę naprawdę. Jaką jest ta Ir, która siedzi we mnie pod maską twardziela bo tak jej wygodnie. Ta Ir bierze sobie do serca uwagi innych, ubiera się w kolorowe ciuchy i nigdy nie zrobiła by sobie tatuażu. Ale ta Ir jest tylko dla mnie. Ta miła, dobra, bezinteresowna i kochana przez wszystkich. A teraz gdy siedzę w środku lasu, z ogromnym wilkiem na kolanach, który zabił by mnie za jednym machnięciem łapy, a ja go głaszcze maska gdzieś zniknęła. Niewiem dlaczego. Może tak miało być.
- Dobra stary. Ja już muszę iść. Jeszcze tu kiedyś do ciebie przyjdę. - popatrzył mi w oczy. Zatkało mnie. Wydawały się być takie ludzkie, takie znajome. Właśnie. Gdzieś już je widziałam. Zwierzak trącił mnie nosem w rękę i polazał po policzku.
- To chyba takie wilcze całuski. - pomyślałam. Wstałam i jeszcze raz pogłaskałam go po łbie. On zawył tylko cicho i pobiegł w stronę z której przyszedł. Zrobiłam to samo.
***
Obudziłam się około 11. Jak zwykle wyglądałam jak potwór straszący małe dzieci, z rozczochranymi włosami, zdrętwiałą nogą i rozmazanym na połowie twarzy makijażem. Jak dobrze że dziś sobota. Rozczochrana i senna zaszłam do kuchni. Lucy robiła śniadanie, lecz gdy mnie zobaczyła oniemiała
- Jak ty wyglądasz. - słyszałam naganę w jej głosie
- No przecież dopiero co wstałam. Narazie potrzebuje kawy.
- Ahh. - Tak skończyła się nasza rozmowa. Zrobiłam sobie ogromny kubek czarnej jak smoła kawy i powlokłam nogami w stronę pokoju. Ubrała się, umyłam i umalowałam.
- Idę na zakupy! Będę za godzinę! - krzyknęła Lucy. Zaszłam na parter i usiadłam na wysepce w kuchni. Piłam życiodajny napój gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Podeszłam tam niechętnie.
- Boże! - na ganku niedbale oparty o ścianę stał Lucas. Miał na sobie czarne spodnie, tego samego koloru koszulkę i skórzaną kurtkę.
- Bogiem nie jestem, ale boski to i owszem. - odparł śmiejąc się z mojej reakcji.
- Po co przyszedłeś? - zapytałam zbita z tropu.
- Zabieram cie na kawę. Chce się czegoś o tobie dowiedzieć.
- Tak wcześnie?
- Jest już trzynasta. - odparł z szelmowskim uśmiechem.
- Ok. Już się zbieram. Poczekaj chwilę. - weszłam do przedpokoju. Zabrałam ze stolika klucze do domu, założyłam trampki i kurtkę. Wyszłam z domu i zamknęłam drzwi.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam ciekawa.
- Zabaczysz. Wskakuj. - nie przyjechał autem. Tylko motorem. Już kiedyś jeździłam, ale z nim trochę się bałam. Nie znałam go, a o wypadek na nim nie było ciężko. Przerzegnałam się w duchu i szybko się pomodliłam. Usiadłam za nim i oplotłam jedno tułów rękami.
- Trzymaj się. - powiedział i ruszył.
--------------------
Hej wszystkim :) rozdział trochę krótki, ale mam nadzieje że sięwam spodoba. Tak w ogóle to Wesołych Świąt Wielkanocnych :* postaram się dodać kolejny w niedzielę, ale niewiem czy się wyrobie. Jeśli nie to pojawi się on dopiero w poniedziałek lub wtorek. Xekam na wasze komentarze ;)
PS. : Przepraszam za błędy.
- Trzy! - wydech, wdech...
- Dwa! - wydech, wdech, wydech...
- START!!! - jak najmocniej wcisnelam pedał gazu. Opony zapiszczały a ja objęłam prowadzenie. 120km/h. Tyle wskazywał licznik kilka sekund temu. Teraz prawie 200. Koło mnie pojawił się Mustang Lucasa. Wiedziałam że ma przewagę, bo zna ten tor jak własną kieszeń. Mocniej wcisnęłam pedał. Zaraz zakręt. Powinnam zwolnić. Powinnam, lecz nie dziś. Był on dość ostry, Lucas zwolnił a ja odwróciłam kierownicę w lewo, ledwo wyrabiając na nim. Teraz prosto do mety. Popatrzyłam w wsteczne lusterko. Auto mojego przeciwnika zbliżało się. Dziś jest mój dzień. Nie jego. Mój. Zajechałam mu drogę lekko ocierając się tym samym o jego wóz. Widziałam ze jest wściekły. Jeszcze kilka metrów. Przejechałam przez metę kilka sekund przed Lucasem.
Wdech, wydech, wdech...
Wysiadłam z samochodu a tłum stał oniemiały. Uśmiechnęłam się przebiegle i odwróciłam w stronę zielonookiego.
- Tak. Te zawody zdecydowanie nie są dla mnie. Jesteście cieńcy. Wole się ścigać w Nowym Yorku. - złość aż od niego kipiała. Myślałam że zaraz mnie pożre. Poszłam w stronę Kevina który miał wręczać nagrody. Stał oniemiały z szeroko otworzonymi oczami i ustami. Zaśmiałam się cicho. Nagrodą było 20 tysięcy, a ja byłam nowa i już wygrałam. Odebrałam ją czując na plecach wzrok innych. Gdy się odwróciłam, kilka metrów ode mnie stał Lucas. Już nie był zły, jego twarz wyrażała zaciekawienie.
- Długo się już ścigasz? - to pytanie kompletnie mnie zszokowało.
- Dwa lata.
- Jesteś godnym przeciwnikiem. - uśmiechnął się pokazując przy tym swoje idealne i białe zęby.
- Ty również.
- Kiedy zrobiłaś sobie tatuaż? - skąd on o nim wie? Aaa... dzisiejsza wpadka przed szkołą.
- Pół roku temu. A co? - zdziwiłam się że pyta właśnie o to.
- Nic. Jest bardzo ładny, ale i duży. Rodzice się zgodzili?
- Rodzice? Chyba sobie żartujesz. Gdy matka się o nim dowiedziała wzruszyła ramionami i poszła do pracy. Z Natem było gorzej. Myślałam że zedrze że mnie skórę, ale chyba już przywykł do mnie.
- Jesteś bardzo ciekawą osobą Ir.
- Taa. Ja się zbierać. Jestem zmęczona.
- Dobranoc zwycięzco.
- Dobranoc.
***
Siedziałam na łóżku. Nie wiedziałam co robić. Za dwadzieścia minut minie północ a ja nie wiem co robić. Nie chce mi się spać. Wyszłam na balkon. Dopiero teraz zobaczyłam że obok poręczy jest drzewo. Widać że jest stare, miało grube gałęzie. Nie zastanawiając się dłużej weszłam na jedną z nich i powoli zeszłam, a raczej zleciłam na dół. Trawa łaskotała mnie w bose stopy. Rozejrzałam się dookoła. Postanowiłam wyruszyć na nocny spacer do lasu. Szłam powoli omijając każde drzewo, krzaki czy kamienie. Po jakimś czasie doszłam do małej polany. To co tam ujrzałam zaparło mi dech. Był tam mały wodospad, wpływający do jeziorka. Ogromny głaz ustawiony był przy brzegu. Wokół były drzewa, a księżyc, kilka dni przed pełnią, rozświetlał całe to miejsce dodając mu uroku. Weszłam szybko na kamień, oparłam głowę na kolanach i zapatrzyłam się w taflę wody. Było tu tak cicho, jedynie wodospad dawał się słyszeć. Wybiła północ. Wiedziałam to, czułam. Usłyszałam wycie wilka, mówiące mi ze mam towarzystwo. Na polanę wszedł ogromny, czarny bysior, o toksycznie zielonych oczach. Nie zauważył mnie. Powoli zsunęłm się z kamienia na którym siedziałam. Wilk odwrócił łep w moją stronę i zawarczał cicho. Nie robiąc sobie nic z tego zrobiłam krok w jego stronę. On jakby się mnie bał, zrobił krok w tył.
- Nie uciekaj. Nie zrobię ci krzywdy. - powiedziałam choć wiedziałam że mnie nie rozumie. Zatrzymał się i przewrócił łep na lewą stronę. Był naprawdę ogromny, sięgał mi do połowy klatki piersiowej. Podeszłam do niego i wyciągnęła rękę. Dotknęłam jego czarnej jak noc sierści. Była mięciutka i aksamitna w dotyku. Lśniła w świetle księżyca. Usiadłam na ziemi, a on zrobił to samo. Głaskałam go po łbie, a on oparł ją na moich nogach nadal na mnie patrząc.
- Mówiłam ze ci nic nie zrobię. - powiedziałam cicho. Nagle wilk podniósł pysk i polizał mnie po policzku. Zaśmiałam się.
- Ej! Przestań. To łaskocze! - odsuną się nieco i wrócił do wcześniejszej pozycji. Kochałam zwierzęta, ale nigdy nie miałam żadnego pupila. Głaskałam go po karku, a on wydał z siebie gardłowy pomruk zadowolenia. Uśmiechnęłam się. Jeszcze nigdy nie pokazywałam jaka jestę naprawdę. Jaką jest ta Ir, która siedzi we mnie pod maską twardziela bo tak jej wygodnie. Ta Ir bierze sobie do serca uwagi innych, ubiera się w kolorowe ciuchy i nigdy nie zrobiła by sobie tatuażu. Ale ta Ir jest tylko dla mnie. Ta miła, dobra, bezinteresowna i kochana przez wszystkich. A teraz gdy siedzę w środku lasu, z ogromnym wilkiem na kolanach, który zabił by mnie za jednym machnięciem łapy, a ja go głaszcze maska gdzieś zniknęła. Niewiem dlaczego. Może tak miało być.
- Dobra stary. Ja już muszę iść. Jeszcze tu kiedyś do ciebie przyjdę. - popatrzył mi w oczy. Zatkało mnie. Wydawały się być takie ludzkie, takie znajome. Właśnie. Gdzieś już je widziałam. Zwierzak trącił mnie nosem w rękę i polazał po policzku.
- To chyba takie wilcze całuski. - pomyślałam. Wstałam i jeszcze raz pogłaskałam go po łbie. On zawył tylko cicho i pobiegł w stronę z której przyszedł. Zrobiłam to samo.
***
Obudziłam się około 11. Jak zwykle wyglądałam jak potwór straszący małe dzieci, z rozczochranymi włosami, zdrętwiałą nogą i rozmazanym na połowie twarzy makijażem. Jak dobrze że dziś sobota. Rozczochrana i senna zaszłam do kuchni. Lucy robiła śniadanie, lecz gdy mnie zobaczyła oniemiała
- Jak ty wyglądasz. - słyszałam naganę w jej głosie
- No przecież dopiero co wstałam. Narazie potrzebuje kawy.
- Ahh. - Tak skończyła się nasza rozmowa. Zrobiłam sobie ogromny kubek czarnej jak smoła kawy i powlokłam nogami w stronę pokoju. Ubrała się, umyłam i umalowałam.
- Idę na zakupy! Będę za godzinę! - krzyknęła Lucy. Zaszłam na parter i usiadłam na wysepce w kuchni. Piłam życiodajny napój gdy ktoś zadzwonił do drzwi. Podeszłam tam niechętnie.
- Boże! - na ganku niedbale oparty o ścianę stał Lucas. Miał na sobie czarne spodnie, tego samego koloru koszulkę i skórzaną kurtkę.
- Bogiem nie jestem, ale boski to i owszem. - odparł śmiejąc się z mojej reakcji.
- Po co przyszedłeś? - zapytałam zbita z tropu.
- Zabieram cie na kawę. Chce się czegoś o tobie dowiedzieć.
- Tak wcześnie?
- Jest już trzynasta. - odparł z szelmowskim uśmiechem.
- Ok. Już się zbieram. Poczekaj chwilę. - weszłam do przedpokoju. Zabrałam ze stolika klucze do domu, założyłam trampki i kurtkę. Wyszłam z domu i zamknęłam drzwi.
- Gdzie jedziemy? - zapytałam ciekawa.
- Zabaczysz. Wskakuj. - nie przyjechał autem. Tylko motorem. Już kiedyś jeździłam, ale z nim trochę się bałam. Nie znałam go, a o wypadek na nim nie było ciężko. Przerzegnałam się w duchu i szybko się pomodliłam. Usiadłam za nim i oplotłam jedno tułów rękami.
- Trzymaj się. - powiedział i ruszył.
--------------------
Hej wszystkim :) rozdział trochę krótki, ale mam nadzieje że sięwam spodoba. Tak w ogóle to Wesołych Świąt Wielkanocnych :* postaram się dodać kolejny w niedzielę, ale niewiem czy się wyrobie. Jeśli nie to pojawi się on dopiero w poniedziałek lub wtorek. Xekam na wasze komentarze ;)
PS. : Przepraszam za błędy.
piątek, 27 marca 2015
Rozdział 4
Hej :) Wow nie wiedziałam że doczekam się pierwszych 100 wyświetleń :) dziękuję ;* w nagrodę rozdział :) może nie jest on za długi, ale już drugi w tym tygodniu :)
------------------
Usiadłam obok moich nowo poznanych przyjaciół. Miałam dużo pytań.
- Zaraz ci wszystko wytłumaczę. - odparł spokojnie Alex. Kim przytaknęła mu głową. Skąd oni wiedzieli o czym myślę? - No więc tak. Ten chłopak który wdał się z tobą w bujkę to Stefan Collins, kapitan drużyny futbolowej, a jednocześnie największe ciacho w szkole. Wszystkie dziewczyny chcą z nim być. A ty mu przyłożyłaś. To było piękne. - opowiadał mi o jakiś osobach, a co chwilę wtrącała się Kim. Gdy skończył rozejrzałam się po stołówce w której siedzieliśmy. Moją uwagę zwróciła grupka chłopaków siedząca w najdalszym kącie sali. Wszyscy byli ubrani na czarno. WATACHA to słowo odbiło się ehem w mojej głowie. Niewiem dlaczego tak pomyślałam. To była pierwsza myśl gdy na nich spojrzałam. Patrzyli się w naszą stronę. Odwróciłam wzrok by nie zauważyli że się na nich gapię.
- A to kto? - zapytałam kierując słowa do Kim. Zobaczyła gdzie się patrze, a jej oczy zalśniły.
- Nie zadawaj się z nimi. Są najbardziej problematycznymi uczniami. Nie to, że się źle uczą. Oni są po prostu źli. - jeszcze raz spojrzałam w ich stronę. Wszyscy byli wysocy i umięśnieni. Jeden blondyn, jeden brunet, dwóch szatynów i jeden z czarnymi włosami. Jak noc. Zadzwonił dzwonek na lekcje, a ja zaczęłam się zbierać. Muszę szybko znaleźć Jordan. To przewodnicząca szkoły, i miała mi dać strój na wf. Ale z tym nie miałam problemu, bo była jedynym uczniem w szkole o rudych włosach. Stała obok wejścia do szatni.
- Hej. Masz dla mnie ten strój? - zapytałam.
- Tak, proszę. - podała mi szkolny strój. Nie kazali nam tutaj nosić mundurów, ale stroje na wf każdy musiał mieć taki sam. Składał się on w bardzo krótkich czarnych spodenek i bbiałej koszyki z krótkim rękawem. Do tego sportowe buty. Podziękowałam za niego i czym prędzej weszłam do szatni szybko założyłam to "coś" (bo widać mi było prawie całą dupe) i weszłam do sali.
- Wszyscy weszli? - zapytała muskularna kobieta. - Ty pewnie jesteś Ir. Jako że jesteś nowapodaruję ci prprezent. I reszcie klasy. 10 KUŁEK WOKÓŁ SALI! ALE JUŻ! - wrzasnęła i rozsądną się wygodnie na ławce. Zawsze byłam wysportowana, i miałam dobrą kondycję więc nie robiąc sobie nic z jej wrzasków sprintem zaczęłam biec. Zobaczyłam tych tajemniczych chłopców ze stołówki. Już po chwili objęłam prowadzenie, a 5 minut potem stanęłam lekko zdyszana przed nauczycielką. Zwykła rozgrzewka. Podniosła na mnie swoje oczy, ale zauważyłam w nich zdziwienie.
- Skończyłam. - odparłam z uśmiechem. Kobieta chyba nie zdawała sobie sprawy z tego jak szybko biegam.
- Ale nawet Lukas nie skończył. - odparła zdziwiona. Popatrzyłam na chłopaka który właśnie dobiega do mety. Miał czarne włosy za ucho, ale niesforne kosmyki opadły mu na czoło. Toksyczne zielone ozy wpatrywały się we mnie z mocą. To był chłopak ze stołówki. Ten z "watachy".
- Po prostu jestem szybka. - uśmiechnęłam się przebiegle. Nie czekając aż reszta skończy poszłam w stronę szatni.
- Wykonczę tą suke. - usłyszałam głos nie jakiej Ashley Collins stojącej na samym szczycie szkolnych plastików, ale i najpopularniejszej dziewczyny w szkole. Jak gdyby nigdy nic poszłam w tamtym kierunku. Stała opierając się o szafki z jakimiś dziewczynami. Gdy mnie zobaczyła przewróciła oczami i poszła w stronę wyjścia. Jak ja nie nawidzę takich dziewczyn. Wiedziałam że mówi o mnie. Po prostu to czułam. Przebrała się i wyszłam ze szkoły. Na podwórku byli chyba wszyscy uczniowie. Kątem oka zauważyłam że grupka chłopaków (chyba 15) stała obok mojego auta i dyskutowali o czymś zarzarcie. Podeszłam do Jordan.
- Mam pytanie. Dowiedziałam się że wiesz kto organizuje lub chodzi na wyścigi samochodowe. Powiesz mi kto? - zapytałam.
- Z tego co wiem to chyba Lucas, ale nie jestem pewna.
- Ok. Dzięki - rozejrzałam się i poszłam w stronę niejakiego Lucasa. Siedział na ławce w kolegami. Wszyscy mieli niebieskie oczy, ale dwójką z nich była bliźniakami. Nawet ubrania mieli takie same.
- Hej. Dowiedziałam się że bierzesz udział w wyścigach samochodowych. Nie wiesz przypadkiem kiedy są następne? - zapytałam zielonookiego. Ten spojrzał na mnie z niekrytym zdumieniem.
- Ty się ścigasz? - jego towarzysze wybuchnęli śmiechem.
- Wyobraź sobie ze tak. - odparłam lekko wkurzona ich zachowaniem. Lucas miał przyjemny melodyjny głos. Był też bardzo przystojny, zresztą tak jak reszta.
- Ty jesteś Ir? - ughhh. Zaczyna się. Jakby nie na co dzień jakaś nowa wdaje się w bujkę z kapitanem ich drużyny futbolowej.
- Tak.
- Przyjedź dzisiaj po 22 na rynek główny. Tam jest start. Aha i zabierz ze sobą kase. To płatny wyścig. Jak by coś się stało powiedz ze mnie szukasz. Ja też startuje. - odparł spokojnie i posłał mi jeden z tych uśmiechów " uważaj bo przegrasz ".
- Dzięki. - Odwróciłam się na pięcie i poszłam w stronę mojego autka. Czyli na sobie ich wzrok. Nagle ktoś pociągną mnie za sweter. Wstrzymałam oddech, czując na plecach lekki wiatr. Osoba za mną, tak jak reszta szkoły wstrzymała oddech. Mój tatuażu. Odwróciłam się w stronę tego kogoś. Był to wysoki chłopak o brązowych oczach i włosach. Za nim stał Stefan i trzymał go za rękę, jakby chciał go powstrzymać. Wyrwała chłopakowi pozostałość mojego swetra i bez zbędnych słów uderzyła go pięścią w nos. Trysnęła krew a chłopak jękną z bólu. Popatrzyłam na osoby wokół.
- Ktoś chce jeszcze w ryj?! - zagrzmiałam i nie czekając na odpowiedź poszłam w stronę auta. Spojrzałam jeszcze przelotnie na Lucasa. Uśmiechał się do mnie. Tłum rozstępował się przedemną. Chłopcy otaczający moje auto rzucili mi tekst w stylu "fajne autko" ale ja nie zwracałam na to uwagi. Wsiadam do mojego Mustanga i z piskiem opon wyjechałam z parkingu. To był długi dzień. Chciałam się w tym momencie tylko położyć do łóżka i już nie wstać. Jak dobrze że dzisiaj jest piątek.
***
Stałam przed garderobą niewiedząc w co się ubrać. Była już 21 więc nie miałam za dużo czasu do wyścigu. Zdecydowałam się na czarny, skórzany kombinezon i takiego samego koloru botki na wysokim obcasie. Włosy rozpuściłam i poprawiłam makijaż. Gotowa do wyjścia wzięłam wcześniej spakowaną torebkę. Zeszłam po schodach, zabrałam klucze do Mustanga i wyszłam z domu. Było ciepło jak na październikowy wieczór. Wsiadam do auta i zapaliła silnik.
- Postaraj się dziś maleńka. - powiedziałam sama do siebie i wyjechałam z parkingu. Jechałam jak zwykle, łamiąc dozwoloną prędkość. Nie miałam pojęcia gdzie jest rynek na którym miały się odbyć wyścigi. Musiałam jeszcze coś załatwić na miejscu a była już 21.40 . Do dziesięciu minutach dojechałem. Auta moich przeciwników już z wyglądu nie były najlepsze. Moje natomiast robiło furorę. Zaparkowałam obok jedynego auta które mogło zrobić mi zagrożenie, bo było to to samo auto. Czarny Mustang. Otworzyłam drzwi i wysiadłam. Poczułam lekki wiatr na twarzy. Ruszyłam w stronę faceta z listą uczestników odprowadzania gwizdami ze strony facetów.
- Chcę się zapisać.
- Te zawody to nie przelewki, kicia. - odparł facet. Wkurzona złapałam go za koszule.
- Wyobraź sobie, że kicia o tym wie. - warknęłam mu prosto w twarz. On tylko popatrzył na mnie wielkimi oczami i coś zapisał.
- O. Kevin. Widzę że poznałeś już Ir. - usłyszałam za sobą głos Lucasa. Chłopak uśmiechał się do mnie.
- Gdzie startujemy? - zapytałam
- Zapisałaś się na ostatnią, a jednocześnie najtrudniejszą część zawodów. Startuje tam 15 zawodników. Nie licz na to, że będziesz miała fory, bo jesteś jedyną dziewczyną. Robimy kółko wokół miasteczka. Uważaj na siebie, dochodzi w nim do wielu wypadków, a nawet może się tak zdarzyć że do śmierci.
- Co jest wygraną?
- Życie, ale i wszystkie pieniądze wygrane dzisiaj przez resztę. - doszliśmy do mojego auta... i zobaczyłam że Lucas jest właścicielem tego obok mnie.
- To będzie wyścig wszech czasów. - odparł. - Jeszcze nikt nie miał takich samych aut w zawodach. - Tak. To będzie cudowna nocy. I będzie ona należeć do mnie.
------------------
Usiadłam obok moich nowo poznanych przyjaciół. Miałam dużo pytań.
- Zaraz ci wszystko wytłumaczę. - odparł spokojnie Alex. Kim przytaknęła mu głową. Skąd oni wiedzieli o czym myślę? - No więc tak. Ten chłopak który wdał się z tobą w bujkę to Stefan Collins, kapitan drużyny futbolowej, a jednocześnie największe ciacho w szkole. Wszystkie dziewczyny chcą z nim być. A ty mu przyłożyłaś. To było piękne. - opowiadał mi o jakiś osobach, a co chwilę wtrącała się Kim. Gdy skończył rozejrzałam się po stołówce w której siedzieliśmy. Moją uwagę zwróciła grupka chłopaków siedząca w najdalszym kącie sali. Wszyscy byli ubrani na czarno. WATACHA to słowo odbiło się ehem w mojej głowie. Niewiem dlaczego tak pomyślałam. To była pierwsza myśl gdy na nich spojrzałam. Patrzyli się w naszą stronę. Odwróciłam wzrok by nie zauważyli że się na nich gapię.
- A to kto? - zapytałam kierując słowa do Kim. Zobaczyła gdzie się patrze, a jej oczy zalśniły.
- Nie zadawaj się z nimi. Są najbardziej problematycznymi uczniami. Nie to, że się źle uczą. Oni są po prostu źli. - jeszcze raz spojrzałam w ich stronę. Wszyscy byli wysocy i umięśnieni. Jeden blondyn, jeden brunet, dwóch szatynów i jeden z czarnymi włosami. Jak noc. Zadzwonił dzwonek na lekcje, a ja zaczęłam się zbierać. Muszę szybko znaleźć Jordan. To przewodnicząca szkoły, i miała mi dać strój na wf. Ale z tym nie miałam problemu, bo była jedynym uczniem w szkole o rudych włosach. Stała obok wejścia do szatni.
- Hej. Masz dla mnie ten strój? - zapytałam.
- Tak, proszę. - podała mi szkolny strój. Nie kazali nam tutaj nosić mundurów, ale stroje na wf każdy musiał mieć taki sam. Składał się on w bardzo krótkich czarnych spodenek i bbiałej koszyki z krótkim rękawem. Do tego sportowe buty. Podziękowałam za niego i czym prędzej weszłam do szatni szybko założyłam to "coś" (bo widać mi było prawie całą dupe) i weszłam do sali.
- Wszyscy weszli? - zapytała muskularna kobieta. - Ty pewnie jesteś Ir. Jako że jesteś nowapodaruję ci prprezent. I reszcie klasy. 10 KUŁEK WOKÓŁ SALI! ALE JUŻ! - wrzasnęła i rozsądną się wygodnie na ławce. Zawsze byłam wysportowana, i miałam dobrą kondycję więc nie robiąc sobie nic z jej wrzasków sprintem zaczęłam biec. Zobaczyłam tych tajemniczych chłopców ze stołówki. Już po chwili objęłam prowadzenie, a 5 minut potem stanęłam lekko zdyszana przed nauczycielką. Zwykła rozgrzewka. Podniosła na mnie swoje oczy, ale zauważyłam w nich zdziwienie.
- Skończyłam. - odparłam z uśmiechem. Kobieta chyba nie zdawała sobie sprawy z tego jak szybko biegam.
- Ale nawet Lukas nie skończył. - odparła zdziwiona. Popatrzyłam na chłopaka który właśnie dobiega do mety. Miał czarne włosy za ucho, ale niesforne kosmyki opadły mu na czoło. Toksyczne zielone ozy wpatrywały się we mnie z mocą. To był chłopak ze stołówki. Ten z "watachy".
- Po prostu jestem szybka. - uśmiechnęłam się przebiegle. Nie czekając aż reszta skończy poszłam w stronę szatni.
- Wykonczę tą suke. - usłyszałam głos nie jakiej Ashley Collins stojącej na samym szczycie szkolnych plastików, ale i najpopularniejszej dziewczyny w szkole. Jak gdyby nigdy nic poszłam w tamtym kierunku. Stała opierając się o szafki z jakimiś dziewczynami. Gdy mnie zobaczyła przewróciła oczami i poszła w stronę wyjścia. Jak ja nie nawidzę takich dziewczyn. Wiedziałam że mówi o mnie. Po prostu to czułam. Przebrała się i wyszłam ze szkoły. Na podwórku byli chyba wszyscy uczniowie. Kątem oka zauważyłam że grupka chłopaków (chyba 15) stała obok mojego auta i dyskutowali o czymś zarzarcie. Podeszłam do Jordan.
- Mam pytanie. Dowiedziałam się że wiesz kto organizuje lub chodzi na wyścigi samochodowe. Powiesz mi kto? - zapytałam.
- Z tego co wiem to chyba Lucas, ale nie jestem pewna.
- Ok. Dzięki - rozejrzałam się i poszłam w stronę niejakiego Lucasa. Siedział na ławce w kolegami. Wszyscy mieli niebieskie oczy, ale dwójką z nich była bliźniakami. Nawet ubrania mieli takie same.
- Hej. Dowiedziałam się że bierzesz udział w wyścigach samochodowych. Nie wiesz przypadkiem kiedy są następne? - zapytałam zielonookiego. Ten spojrzał na mnie z niekrytym zdumieniem.
- Ty się ścigasz? - jego towarzysze wybuchnęli śmiechem.
- Wyobraź sobie ze tak. - odparłam lekko wkurzona ich zachowaniem. Lucas miał przyjemny melodyjny głos. Był też bardzo przystojny, zresztą tak jak reszta.
- Ty jesteś Ir? - ughhh. Zaczyna się. Jakby nie na co dzień jakaś nowa wdaje się w bujkę z kapitanem ich drużyny futbolowej.
- Tak.
- Przyjedź dzisiaj po 22 na rynek główny. Tam jest start. Aha i zabierz ze sobą kase. To płatny wyścig. Jak by coś się stało powiedz ze mnie szukasz. Ja też startuje. - odparł spokojnie i posłał mi jeden z tych uśmiechów " uważaj bo przegrasz ".
- Dzięki. - Odwróciłam się na pięcie i poszłam w stronę mojego autka. Czyli na sobie ich wzrok. Nagle ktoś pociągną mnie za sweter. Wstrzymałam oddech, czując na plecach lekki wiatr. Osoba za mną, tak jak reszta szkoły wstrzymała oddech. Mój tatuażu. Odwróciłam się w stronę tego kogoś. Był to wysoki chłopak o brązowych oczach i włosach. Za nim stał Stefan i trzymał go za rękę, jakby chciał go powstrzymać. Wyrwała chłopakowi pozostałość mojego swetra i bez zbędnych słów uderzyła go pięścią w nos. Trysnęła krew a chłopak jękną z bólu. Popatrzyłam na osoby wokół.
- Ktoś chce jeszcze w ryj?! - zagrzmiałam i nie czekając na odpowiedź poszłam w stronę auta. Spojrzałam jeszcze przelotnie na Lucasa. Uśmiechał się do mnie. Tłum rozstępował się przedemną. Chłopcy otaczający moje auto rzucili mi tekst w stylu "fajne autko" ale ja nie zwracałam na to uwagi. Wsiadam do mojego Mustanga i z piskiem opon wyjechałam z parkingu. To był długi dzień. Chciałam się w tym momencie tylko położyć do łóżka i już nie wstać. Jak dobrze że dzisiaj jest piątek.
***
Stałam przed garderobą niewiedząc w co się ubrać. Była już 21 więc nie miałam za dużo czasu do wyścigu. Zdecydowałam się na czarny, skórzany kombinezon i takiego samego koloru botki na wysokim obcasie. Włosy rozpuściłam i poprawiłam makijaż. Gotowa do wyjścia wzięłam wcześniej spakowaną torebkę. Zeszłam po schodach, zabrałam klucze do Mustanga i wyszłam z domu. Było ciepło jak na październikowy wieczór. Wsiadam do auta i zapaliła silnik.
- Postaraj się dziś maleńka. - powiedziałam sama do siebie i wyjechałam z parkingu. Jechałam jak zwykle, łamiąc dozwoloną prędkość. Nie miałam pojęcia gdzie jest rynek na którym miały się odbyć wyścigi. Musiałam jeszcze coś załatwić na miejscu a była już 21.40 . Do dziesięciu minutach dojechałem. Auta moich przeciwników już z wyglądu nie były najlepsze. Moje natomiast robiło furorę. Zaparkowałam obok jedynego auta które mogło zrobić mi zagrożenie, bo było to to samo auto. Czarny Mustang. Otworzyłam drzwi i wysiadłam. Poczułam lekki wiatr na twarzy. Ruszyłam w stronę faceta z listą uczestników odprowadzania gwizdami ze strony facetów.
- Chcę się zapisać.
- Te zawody to nie przelewki, kicia. - odparł facet. Wkurzona złapałam go za koszule.
- Wyobraź sobie, że kicia o tym wie. - warknęłam mu prosto w twarz. On tylko popatrzył na mnie wielkimi oczami i coś zapisał.
- O. Kevin. Widzę że poznałeś już Ir. - usłyszałam za sobą głos Lucasa. Chłopak uśmiechał się do mnie.
- Gdzie startujemy? - zapytałam
- Zapisałaś się na ostatnią, a jednocześnie najtrudniejszą część zawodów. Startuje tam 15 zawodników. Nie licz na to, że będziesz miała fory, bo jesteś jedyną dziewczyną. Robimy kółko wokół miasteczka. Uważaj na siebie, dochodzi w nim do wielu wypadków, a nawet może się tak zdarzyć że do śmierci.
- Co jest wygraną?
- Życie, ale i wszystkie pieniądze wygrane dzisiaj przez resztę. - doszliśmy do mojego auta... i zobaczyłam że Lucas jest właścicielem tego obok mnie.
- To będzie wyścig wszech czasów. - odparł. - Jeszcze nikt nie miał takich samych aut w zawodach. - Tak. To będzie cudowna nocy. I będzie ona należeć do mnie.
wtorek, 24 marca 2015
Rozdział 3
Otworzyłam drzwi. Wszystkie oczy należące do uczniów tej szkoły, skierował się w moją stronę. Rozejrzałam się wokół. Pomarańczowe i żółte ściany rozświetlały całe pomieszczenie. Pod ścianami ustawione były metalowe szafki, przy których stali uczniowie. Zobaczyłam kilka plastików stojących obok jakiś mięśniaków, i ich kpiące miny. Nic sobie z tego nie robiąc poszłam korytarzem odprowadzania szeptami. Podeszłam do mile wyglądającej dziewczyny, ubrane w jeansy i czerwony top. Miała niebieskie włosy i brązowe oczy. Obok niej stał chłopak, ubrany w czarny podkoszulek i ciemne jeansy. Miał blond włosy i niebieskie oczy.
- Hej. Wiecie gdzie jest sekretariat? - zapytałam siląc się na miły ton i przyjazny uśmiech. Zlustrowali mnie wzrokiem i wybuchnęli śmiechem.
- Tego jeszcze nie było. - powiedziała dziewczyna ocierając łzy. - Jestem Kim, a to Alex. - podała mi rękę.
- Ir. - odparłam i uscisnęłam wyciągniętą w moja stronę dłoń.
- Przepraszam za nasze zachowanie, ale wydajesz się twarda, a ten miły uśmiech do ciebie nie pasuje. - odparł Alex.
- Chciałam wyglądać na miłą, dobrze się uczącą nastolatkę, która nie pakuje swoich przyjaciół w tarapaty, a ty samym do pudła. - odparłam wiedząc że te dwie osoby będą mi towarzyszyć przez kilka dobrych lat. A może nawet na zawsze? Nigdy nie ufał ludziom. Zawsze był jakiś pretekst by się ode mnie odwrócili.
- Wow. Jaki piękny naszyjnik. Gdzie kupiłaś? - zapytała Kim. Dotknęłam wisiorka zwisajacego między moimi piersiami. Była to ciemno - czerwona łza ze srebrną wstążeszką oplatającą kamień. Miałam go do zawsze. Gdy byłam mała nazwałam ją krwią diabła. Niewiem dlaczego. Może nazwa wzięła się od mojego ojca? Naszyjnik był prezentem od niego. Zawiesił mi go na szyję jeszcze gdy byłam w szpitalu, jako niemowlak. Krew. Hmmm. Sama niewiem. Może chodzi i jej kolor? Diabeł bo taka właśnie jestem. Taki jest mój charakter. Zawsze skora do bujek i szarpanin. Lecz zawsze zwycięzca.
- To prezent od mojego ojca. - odparłam.
- Piękny prezent. - powiedział Alex. - Dobra. My to gadamy a zaraz zaczynają się lekcje. Chodź, zaprowadzimy cie do sekretariatu. - mruknął nieco już mniej zadowolony. Nie dziwię się mu. Sama mam ochotę się z tą wyrwać. Ta szkoła jest naprawdę dziwna. Poszliśmy głównym korytarzem w stronę schodów. Kim wytłumaczyła mi jak iść dalej, a następnie poszła na lekcje. Za nią Alex, jak wierny piesek. Ruszyła za ich wskazówkami. Korytarze opustoszały, bo przed chwilą rozległ się dźwięk dzwonku oznaczającego rozpoczęcie się lekcji. Było tu strasznie dziwnie i cicho. Nie bałam się, bo ja się nie mam czego bać. Po chwili dotarłam do drzwi z napisem " SEKRETARIAT ". Westchnęłam ciężko i weszłam do środka. Było ta nieduże pomieszczenie. Na środku stało biurko, a obok niego kilka krzeseł. Nikogo nie było. Podeszłam dalej i zapukał do drzwi pokoju dyrektora.
- Proszę. - odpowiedział mi niski, męski głos. Weszłam do środka. W pokoju były dwie osoby. Jedną z nich był dyrektor. Miał miłą twarz, chodź był dobrze po 50-tce. Miał na sobie garnitur. Drugą osobą był chłopak, o blond włosach i niebieskich oczach. Ubrany był w kostium do futbolu. Skrzywił się na mój widok.
- O. Nowa. - odparł z sarkastycznym usmieszkiem.
- Stefan, wyjdź. - powiedział mój nowy dyrektor. Gdy chłopak w końcu wyszedł zwrócił się do mnie - Irleyn Light jak mniemam. Proszę, usiądź. Jestem Jeam Blue, dyrektor szkoły w Immortal City. Zaraz podam Ci plan lekcji. - powiedział i zaczął grzebać w dokumentach. W końcu znalazł i powiedział ze mogę iść. Dostałam też rozmieszczenie klas. Super. Pierwsza matematyka. Wystchnęłam i poszłam korytarzem na drogie piętro. Po drodze ( o ironio ) spotkałam Stefana.
- Co tam maleńka? - zapytał łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w swoją stronę. Nie panikowałam, tylko kopnelam go w brzuch. Potem przywaliłam mu z całej siły w twarz. Chłopak osuną się po ścianie trzymając się za nos.
- I co? Podoba się? - zapytałam stając przed nim. - Na pewno chcesz mnie bliżej poznać? - po tych słowach ruszyła dalej. Bez pukania, na chama weszłam do klasy. Nauczycielka popatrzyła na mnie z pogardą.
- A ty to? - zapytała.
- Ir. Nowa uczennica. - odparłam i zamknęłam za sobą drzwi.
- Aha. To ty. Usiądź na wolnym miejscu. - nie czekając aż zajmę miejsce zaczęła coś tłumaczyć. Czułam na sobie wzrok całej klasy. Odwróciłam się w ich kierunku. Podeszłam do jakiejś dziewczyny i zaczęłam rozpakować książki. Spojrzałam na tablicę. Tą lekcje miałam miesiąc temu w starej szkole. Ahhhhh. Popatrzyłam na moją sąsiadkę. Miała długie, rude włosy i niebieskie oczy. Była z tych co mają większy biust niż mózg. Przyszło mi siedzieć z plastikiem. Może być gorzej? Jakby w odpowiedzi do klasy wszedł Stefan... z rozwalonym nosem i siniaki pod okiem.
- Jezu, Stefan co ci się stało dziecko drogie? - zapytała zaniepokojona nauczycielka. On tylko spojrzał na mnie z wściekłością wymalowaną na twarzy.
- Przewrucilem się. - burkną i siadł po przeciwnej stronie klasy co ja. Zadzwonił dzwonek i wszyscy wyszli z klasy. Przeciskałam się korytarzem w stronę sali od biologii, gdy ktoś złapał mnie za ramiona.
- Ładnie to tak nie przeprosić, dziewczynko? - spytał stojący za mną Stefan. Odwróciłam się w jego stronę. Staliśmy na środku koła utworzonego przez uczniów szukających sensacji. Byłam aż tak bardzo ciekawa? Proszę bardzo, poznajcie prawdziwą Ir.
- Jeszcze ci mało? - zapytałam siląc się na to by mię wrzeszczeć. Byłam na maksa wkurwiona. On nic nie odpowiedział, tylko zamachną się by mnie uderzyć. I to był jego błąd. Pięść powędrowała w moim kierunku, a ja złapała ją kilka centymetrów przed twarzą. Scisnelam z całej siły rękę chłopaka i wykręciłam w drugą stronę.
- Ała! Puszczają ty suko! -po tych słowach wszelkie chamulce mi puściły. Lewą ręką przywaliłam mu mocno w twarz. Chłopak złapał się za twarz.
- Ojj. Widzę że chłopczyk ma złamany nosek. Daj pocałuję. - odparłam ze śmiechem.
- Ir!!! - usłyszałam krzyk Kim i Alexa.
- Nie dacie mi się pobawić, co? - odparłam. Chłopak leżący przedemną zbadał. Popatrzyłam na niego z litoscią. - Żeby mi to było ostatni raz. Jasne?! - odeszłam od niego kierując się w stronę przyjaciół. - To co? Gdzie teraz? - popatrzyła po sobie niepewnie.
- Ir. To był kapitan naszej drużyny. A ty go powaliłaś jednym ciosem. - Alex stał jak wryty. - Dziewczyno, gdzie ty się podziewałaś przez tyle lat?! - wszyscy troje wybuchnęliśmy śmiechem. Lekcje mijały już bez żadnych komplikacji. Czyli nudno. Po 4 lekcji, czyli fizyce poszliśmy na stołówkę. Miałam tyle pytań do Kim i Alexa. Miałam nadzieję że o wszystkim mi powiedzą.
--------------------
Hej wszystkim :) rozdział krótki, ale postaram się jeszcze w tym tygodniu dodać kolejny :) przepraszam za błędy, ale na telefonie naprawdę się ciężko pisze. Czekam na komentarze. Do napisania ;)
- Hej. Wiecie gdzie jest sekretariat? - zapytałam siląc się na miły ton i przyjazny uśmiech. Zlustrowali mnie wzrokiem i wybuchnęli śmiechem.
- Tego jeszcze nie było. - powiedziała dziewczyna ocierając łzy. - Jestem Kim, a to Alex. - podała mi rękę.
- Ir. - odparłam i uscisnęłam wyciągniętą w moja stronę dłoń.
- Przepraszam za nasze zachowanie, ale wydajesz się twarda, a ten miły uśmiech do ciebie nie pasuje. - odparł Alex.
- Chciałam wyglądać na miłą, dobrze się uczącą nastolatkę, która nie pakuje swoich przyjaciół w tarapaty, a ty samym do pudła. - odparłam wiedząc że te dwie osoby będą mi towarzyszyć przez kilka dobrych lat. A może nawet na zawsze? Nigdy nie ufał ludziom. Zawsze był jakiś pretekst by się ode mnie odwrócili.
- Wow. Jaki piękny naszyjnik. Gdzie kupiłaś? - zapytała Kim. Dotknęłam wisiorka zwisajacego między moimi piersiami. Była to ciemno - czerwona łza ze srebrną wstążeszką oplatającą kamień. Miałam go do zawsze. Gdy byłam mała nazwałam ją krwią diabła. Niewiem dlaczego. Może nazwa wzięła się od mojego ojca? Naszyjnik był prezentem od niego. Zawiesił mi go na szyję jeszcze gdy byłam w szpitalu, jako niemowlak. Krew. Hmmm. Sama niewiem. Może chodzi i jej kolor? Diabeł bo taka właśnie jestem. Taki jest mój charakter. Zawsze skora do bujek i szarpanin. Lecz zawsze zwycięzca.
- To prezent od mojego ojca. - odparłam.
- Piękny prezent. - powiedział Alex. - Dobra. My to gadamy a zaraz zaczynają się lekcje. Chodź, zaprowadzimy cie do sekretariatu. - mruknął nieco już mniej zadowolony. Nie dziwię się mu. Sama mam ochotę się z tą wyrwać. Ta szkoła jest naprawdę dziwna. Poszliśmy głównym korytarzem w stronę schodów. Kim wytłumaczyła mi jak iść dalej, a następnie poszła na lekcje. Za nią Alex, jak wierny piesek. Ruszyła za ich wskazówkami. Korytarze opustoszały, bo przed chwilą rozległ się dźwięk dzwonku oznaczającego rozpoczęcie się lekcji. Było tu strasznie dziwnie i cicho. Nie bałam się, bo ja się nie mam czego bać. Po chwili dotarłam do drzwi z napisem " SEKRETARIAT ". Westchnęłam ciężko i weszłam do środka. Było ta nieduże pomieszczenie. Na środku stało biurko, a obok niego kilka krzeseł. Nikogo nie było. Podeszłam dalej i zapukał do drzwi pokoju dyrektora.
- Proszę. - odpowiedział mi niski, męski głos. Weszłam do środka. W pokoju były dwie osoby. Jedną z nich był dyrektor. Miał miłą twarz, chodź był dobrze po 50-tce. Miał na sobie garnitur. Drugą osobą był chłopak, o blond włosach i niebieskich oczach. Ubrany był w kostium do futbolu. Skrzywił się na mój widok.
- O. Nowa. - odparł z sarkastycznym usmieszkiem.
- Stefan, wyjdź. - powiedział mój nowy dyrektor. Gdy chłopak w końcu wyszedł zwrócił się do mnie - Irleyn Light jak mniemam. Proszę, usiądź. Jestem Jeam Blue, dyrektor szkoły w Immortal City. Zaraz podam Ci plan lekcji. - powiedział i zaczął grzebać w dokumentach. W końcu znalazł i powiedział ze mogę iść. Dostałam też rozmieszczenie klas. Super. Pierwsza matematyka. Wystchnęłam i poszłam korytarzem na drogie piętro. Po drodze ( o ironio ) spotkałam Stefana.
- Co tam maleńka? - zapytał łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w swoją stronę. Nie panikowałam, tylko kopnelam go w brzuch. Potem przywaliłam mu z całej siły w twarz. Chłopak osuną się po ścianie trzymając się za nos.
- I co? Podoba się? - zapytałam stając przed nim. - Na pewno chcesz mnie bliżej poznać? - po tych słowach ruszyła dalej. Bez pukania, na chama weszłam do klasy. Nauczycielka popatrzyła na mnie z pogardą.
- A ty to? - zapytała.
- Ir. Nowa uczennica. - odparłam i zamknęłam za sobą drzwi.
- Aha. To ty. Usiądź na wolnym miejscu. - nie czekając aż zajmę miejsce zaczęła coś tłumaczyć. Czułam na sobie wzrok całej klasy. Odwróciłam się w ich kierunku. Podeszłam do jakiejś dziewczyny i zaczęłam rozpakować książki. Spojrzałam na tablicę. Tą lekcje miałam miesiąc temu w starej szkole. Ahhhhh. Popatrzyłam na moją sąsiadkę. Miała długie, rude włosy i niebieskie oczy. Była z tych co mają większy biust niż mózg. Przyszło mi siedzieć z plastikiem. Może być gorzej? Jakby w odpowiedzi do klasy wszedł Stefan... z rozwalonym nosem i siniaki pod okiem.
- Jezu, Stefan co ci się stało dziecko drogie? - zapytała zaniepokojona nauczycielka. On tylko spojrzał na mnie z wściekłością wymalowaną na twarzy.
- Przewrucilem się. - burkną i siadł po przeciwnej stronie klasy co ja. Zadzwonił dzwonek i wszyscy wyszli z klasy. Przeciskałam się korytarzem w stronę sali od biologii, gdy ktoś złapał mnie za ramiona.
- Ładnie to tak nie przeprosić, dziewczynko? - spytał stojący za mną Stefan. Odwróciłam się w jego stronę. Staliśmy na środku koła utworzonego przez uczniów szukających sensacji. Byłam aż tak bardzo ciekawa? Proszę bardzo, poznajcie prawdziwą Ir.
- Jeszcze ci mało? - zapytałam siląc się na to by mię wrzeszczeć. Byłam na maksa wkurwiona. On nic nie odpowiedział, tylko zamachną się by mnie uderzyć. I to był jego błąd. Pięść powędrowała w moim kierunku, a ja złapała ją kilka centymetrów przed twarzą. Scisnelam z całej siły rękę chłopaka i wykręciłam w drugą stronę.
- Ała! Puszczają ty suko! -po tych słowach wszelkie chamulce mi puściły. Lewą ręką przywaliłam mu mocno w twarz. Chłopak złapał się za twarz.
- Ojj. Widzę że chłopczyk ma złamany nosek. Daj pocałuję. - odparłam ze śmiechem.
- Ir!!! - usłyszałam krzyk Kim i Alexa.
- Nie dacie mi się pobawić, co? - odparłam. Chłopak leżący przedemną zbadał. Popatrzyłam na niego z litoscią. - Żeby mi to było ostatni raz. Jasne?! - odeszłam od niego kierując się w stronę przyjaciół. - To co? Gdzie teraz? - popatrzyła po sobie niepewnie.
- Ir. To był kapitan naszej drużyny. A ty go powaliłaś jednym ciosem. - Alex stał jak wryty. - Dziewczyno, gdzie ty się podziewałaś przez tyle lat?! - wszyscy troje wybuchnęliśmy śmiechem. Lekcje mijały już bez żadnych komplikacji. Czyli nudno. Po 4 lekcji, czyli fizyce poszliśmy na stołówkę. Miałam tyle pytań do Kim i Alexa. Miałam nadzieję że o wszystkim mi powiedzą.
--------------------
Hej wszystkim :) rozdział krótki, ale postaram się jeszcze w tym tygodniu dodać kolejny :) przepraszam za błędy, ale na telefonie naprawdę się ciężko pisze. Czekam na komentarze. Do napisania ;)
sobota, 21 marca 2015
Rozdział 2
Hej wszystkim. Przepraszam ze rozdział tak późno, ale była mu babci a ona nie ma internetu. Z góry przepraszam za błędy, ale pisze na telefonie. Czekam na komentarze.
PS.: Podczas czytania słuchajcie piosenki Sail - AWOLNATION . Niewiem jak wam ale mi ta piosenka dodawała lekkiego, mrocznego efektu przy fragmencie z opisu nowego domu Ir. ;)
--------------------
- Gdzie oni mnie zabrali?- ta myśl nasunęła mi się pierwsza. Od pół godziny jechaliśmy drogą pośród gęstego lasu. Przez ten czas nie minęło nas żadne auto , a trzy razy na ulice wyskoczył jeleń.
- Za godzinę będziemy na miejscu. - powiedział prowadzący naszego Jeep'a Nathaniel.
Już po kilku minutach wjechaliśmy do niewielkiego miasteczka. Po obu stronach drogi mieściły się małe domki i bloki. Wzdłuż chodnika, w równych odstępach, ciągnęły się latarnie i ławeczki, na których siedzieli starsi ludzie. Gdzieniegdzie pojawiały się wąskie uliczki. Jedna z nich rzuciła mi się w oczy. Jechaliśmy wolno, więc mogłam jej się przyjrzeć. Wychodziła ona na mały plac z fontanną pośrodku. Wokół niej mieściły się małe sklepy i cukiernia. było tam kilka osób. Nie widziałam ich dokładnie. Nate przyśpieszył, a moja matka zaczęła trajkotać o naszym nowym "domu", jeśli można go tak nazwać. Matka i ojczym byli bogaci . Nawet bardzo. Mieli własną firmę i poświęcali jej dużo czasu. Nie przeszkadzało mi to. Byłam typem samotnika. Po jakimś czasie zobaczyłam że miasteczko się kończy. Wjechaliśmy w gęsty las. Znowu. Po 15 minutach wjechaliśmy na podjazd naszego nowego domu. Był ogromny. Wokół 2-piętrowej willi rozciągał się przepiękny ogród. Dom był cały beżowy, z ciemno brązową dachówką. Wysiadłam z samochodu. Obok mnie pojawił się czarny Mustang. Moje auto. W domu były już wszystkie rzeczy, które przywiozła specjalna ciężarówka. Matka i ojczym o wszystko zadbali. Powoli ruszyła w stronę ogromnych drzwi wejściowych. Pociągnęła za klamkę i weszłam do środka. W ogromnym holu znajdowała się mała kanapa, stolik na klucze z przepięknie zdobionym wazonem. Z sufitu zwisał drogi, kryształowy żyrandol. Po prawej stronie znajdował się bogato wyposażony salon. Po lewej zaś duża kuchnia. Na przeciwko drzwi wejściowych były schody, prowadzące na piętro. Weszłam po nich. Był tam długi korytarz z 4 parami drzwi. Mieściła się tam sypialnia starszych, pokój Megan i sypialnie dla gości. Na samym końcu korytarza znajdowały się drewniane schody na strych. Tak miał być mój pokój. Jak najszybciej wbiegł po nich i powoli otworzyłam drzwi. Bałam się co tam ujrzę, bo miała go projektować moja matka, jednak to co tam zobaczyłam zapalonych mi dech w piersi. Cały pokoj był ciemno granatowy. Czarne meble poustawiane w rządku pod ścianą po lewej stronie. Nie było sufitu, tylko ogromne okno tam, gdzie powinien być dach. Drzwi balkonowe mieściły się obok ogromnego, dwuosobowego łóżka. Czarna satynowa pościel świeciła się w blasku popołudniowe słońca.
- O kurwa - to pierwsze co pomyślałam. Pokój był śliczny. Miałam też własną łazienkę. Była w niej wanna, prysznic, toaleta i umywalka. Nad nią wisiało ogromne lustro. Na środkupokoju leżał duży, puchaty dywan.
- I co? Podoba ci się? - zapytała, stojąca w drzwiach mama.
- Ty go urządziłaś? - spytałam niedowierzajac.
- No może nie ja, ale widzę ze ci się podoba. Na dole czeka na ciebie Lucy z obiadem. Ja, Megan i Nate jedziemy do miasta na zakupy. - powiedziała po czy wyszła z pokoju. Lucy była moją niańką odkąd tylko pamiętam. Gotowała mi ( i nie tylko mi ) obiady, sprzątała w domu i zajmowała się Megan, odkad skończyłam 13 lat, i nie potrzebowałam ciągłego monitoringu. Zeszłam po schodach na parter i weszłam do kuchni. Pulchna, niska kobieta po 50-tce stała odwrócona do mnie plecami i mieszał coś w garnku. Miała ciemne włosy z widoczną gdzieniegdzie siwizną.
- Co na obiad? - zapytałam siadając na jednym z 6 stołów barowych ustawionych wokół dużego stołu na środku kuchni. Pomieszczenie było urządzone nowocześnie. Na lewej ścianie stały szafki i kuchenka gazowa. Na ścianie obok, zlew a nad nim okno. Lodówka stała naprzeciwko mnie. Całe pomieszczenie było bardzo jasne. Jasno brązowe medale i beżowe ściany dodawał mu przytulnej atmosfery.
- Zrobiłam naleśniki. Ile ci nałożyć? - zapytała Lucy.
- Trzy. - odparłam po czym sięgnęłam po szklankę z sokiem. Po zjedzeniu pysznego obiadupposzłam do siebie. Otworzyłam drzwi balkonowe i rozejrzałam się po okolicy. Wszędzie las i jeszcze raz las. Jak ja tęsknią za Nowym Yorkiem. Za spalinami. Za samochodami. Mieszkała bym nadal w mieście gdyby nie Megan. Mała wymyśliła sobie że męczy ja miasto i zarządziła przeprowadzkę. Matka oczywiście się zgodziła. Ja nie miałam nic do powiedzenia. Szczerze to nie wiem dokładnie czy to tylko o to chodziło. Odkąd dwa tygodnie temu skończyłam 16 lat Camille i Nate są jacyś zagadkowi. Ciągle są jakieś wymówki abym nie chodziła sama po ciemku, jakby nagle przypomnieli sobie ze żyję. Martwią się o mnie, a ja tego nie potrzebuję. Już nie. Najdziwniejsze jest to że mam kategoryczny zakaz wychodzenia z domu, po zmroku, w dzień najbliższej pełni. Oni chyba naprawdę zwariowali. Weszłam do pokoju, wzięłam piżamę i poszłam się wykopać. Była już 23 gdy wyszłam z łazienki. Położyłam się pod satynową pościelą i zaczęłam rozmyślać nad jutrzejszym dniem. Pierwszy dzień w nowej szkole. Jacy są tam ludzie? Czy już pierwszego dnia będę musiała komuś wpiepszyć? Z tymi myślami zasnęłam.
***
Stałam przed garderobą niewiedząc w co się ubrać. Było ciepło wiec wyjęłam czerni rurki, i koszulkę z odsłoniętymi plecami. Weszłam do łazienki, uczesalam się i umalowałam. Lubiłam mocno podkreślać swoje oczy. Szybko ubrała przygotowane wcześniej ciuchy i przejrzałam się w lustrze.
- Fuck. - pomyślałam. Zapomniałam o tatuażu. Zrobiłam go sobie w 15 urodziny. Była to ogromna głową wilka, zakrywająca prawie całe plecy. Szybko przeszukałam szafe i znalazłam czarny sweter z rękawem do łokcia. Umyłam zęby, dzieła torebkę i zbiegła po schodach na parter. Wrzuciłam do torebki kanapkę przygotowaną przez Lucy i dwa jabłka. Szybko ubrała moje troszkę brudne już Conversy, zgarnęłam klucze do Mustanga i wyszłam z domu. Jechałam szybko, była już 7.40 , a na 8.00 miałam pierwszą lekcje. Po piętnastu minutach wjechałam na szkolny parking. Wyszłam z auta i nie zwracając uwagi na fakt że 40 osób które właśnie siedziało na ławkach przed szkołą, gapi się na mnie jak na oszołoma. Bywa. Cały budynek przypominałwwięzienie. Serio. Szare ściany, brak firanek woknach i rradnych roślin przed budynkiem, nie licząc trawy. Jedyne co odróżnia te miejsca to to, że tu nie ma krat w oknach. Westchnęłam ciężko. Może nie będzie tak źle? Wolnym krokiem ruszyła z stronę dużych drewnianych drzwi.
PS.: Podczas czytania słuchajcie piosenki Sail - AWOLNATION . Niewiem jak wam ale mi ta piosenka dodawała lekkiego, mrocznego efektu przy fragmencie z opisu nowego domu Ir. ;)
--------------------
- Gdzie oni mnie zabrali?- ta myśl nasunęła mi się pierwsza. Od pół godziny jechaliśmy drogą pośród gęstego lasu. Przez ten czas nie minęło nas żadne auto , a trzy razy na ulice wyskoczył jeleń.
- Za godzinę będziemy na miejscu. - powiedział prowadzący naszego Jeep'a Nathaniel.
Już po kilku minutach wjechaliśmy do niewielkiego miasteczka. Po obu stronach drogi mieściły się małe domki i bloki. Wzdłuż chodnika, w równych odstępach, ciągnęły się latarnie i ławeczki, na których siedzieli starsi ludzie. Gdzieniegdzie pojawiały się wąskie uliczki. Jedna z nich rzuciła mi się w oczy. Jechaliśmy wolno, więc mogłam jej się przyjrzeć. Wychodziła ona na mały plac z fontanną pośrodku. Wokół niej mieściły się małe sklepy i cukiernia. było tam kilka osób. Nie widziałam ich dokładnie. Nate przyśpieszył, a moja matka zaczęła trajkotać o naszym nowym "domu", jeśli można go tak nazwać. Matka i ojczym byli bogaci . Nawet bardzo. Mieli własną firmę i poświęcali jej dużo czasu. Nie przeszkadzało mi to. Byłam typem samotnika. Po jakimś czasie zobaczyłam że miasteczko się kończy. Wjechaliśmy w gęsty las. Znowu. Po 15 minutach wjechaliśmy na podjazd naszego nowego domu. Był ogromny. Wokół 2-piętrowej willi rozciągał się przepiękny ogród. Dom był cały beżowy, z ciemno brązową dachówką. Wysiadłam z samochodu. Obok mnie pojawił się czarny Mustang. Moje auto. W domu były już wszystkie rzeczy, które przywiozła specjalna ciężarówka. Matka i ojczym o wszystko zadbali. Powoli ruszyła w stronę ogromnych drzwi wejściowych. Pociągnęła za klamkę i weszłam do środka. W ogromnym holu znajdowała się mała kanapa, stolik na klucze z przepięknie zdobionym wazonem. Z sufitu zwisał drogi, kryształowy żyrandol. Po prawej stronie znajdował się bogato wyposażony salon. Po lewej zaś duża kuchnia. Na przeciwko drzwi wejściowych były schody, prowadzące na piętro. Weszłam po nich. Był tam długi korytarz z 4 parami drzwi. Mieściła się tam sypialnia starszych, pokój Megan i sypialnie dla gości. Na samym końcu korytarza znajdowały się drewniane schody na strych. Tak miał być mój pokój. Jak najszybciej wbiegł po nich i powoli otworzyłam drzwi. Bałam się co tam ujrzę, bo miała go projektować moja matka, jednak to co tam zobaczyłam zapalonych mi dech w piersi. Cały pokoj był ciemno granatowy. Czarne meble poustawiane w rządku pod ścianą po lewej stronie. Nie było sufitu, tylko ogromne okno tam, gdzie powinien być dach. Drzwi balkonowe mieściły się obok ogromnego, dwuosobowego łóżka. Czarna satynowa pościel świeciła się w blasku popołudniowe słońca.
- O kurwa - to pierwsze co pomyślałam. Pokój był śliczny. Miałam też własną łazienkę. Była w niej wanna, prysznic, toaleta i umywalka. Nad nią wisiało ogromne lustro. Na środkupokoju leżał duży, puchaty dywan.
- I co? Podoba ci się? - zapytała, stojąca w drzwiach mama.
- Ty go urządziłaś? - spytałam niedowierzajac.
- No może nie ja, ale widzę ze ci się podoba. Na dole czeka na ciebie Lucy z obiadem. Ja, Megan i Nate jedziemy do miasta na zakupy. - powiedziała po czy wyszła z pokoju. Lucy była moją niańką odkąd tylko pamiętam. Gotowała mi ( i nie tylko mi ) obiady, sprzątała w domu i zajmowała się Megan, odkad skończyłam 13 lat, i nie potrzebowałam ciągłego monitoringu. Zeszłam po schodach na parter i weszłam do kuchni. Pulchna, niska kobieta po 50-tce stała odwrócona do mnie plecami i mieszał coś w garnku. Miała ciemne włosy z widoczną gdzieniegdzie siwizną.
- Co na obiad? - zapytałam siadając na jednym z 6 stołów barowych ustawionych wokół dużego stołu na środku kuchni. Pomieszczenie było urządzone nowocześnie. Na lewej ścianie stały szafki i kuchenka gazowa. Na ścianie obok, zlew a nad nim okno. Lodówka stała naprzeciwko mnie. Całe pomieszczenie było bardzo jasne. Jasno brązowe medale i beżowe ściany dodawał mu przytulnej atmosfery.
- Zrobiłam naleśniki. Ile ci nałożyć? - zapytała Lucy.
- Trzy. - odparłam po czym sięgnęłam po szklankę z sokiem. Po zjedzeniu pysznego obiadupposzłam do siebie. Otworzyłam drzwi balkonowe i rozejrzałam się po okolicy. Wszędzie las i jeszcze raz las. Jak ja tęsknią za Nowym Yorkiem. Za spalinami. Za samochodami. Mieszkała bym nadal w mieście gdyby nie Megan. Mała wymyśliła sobie że męczy ja miasto i zarządziła przeprowadzkę. Matka oczywiście się zgodziła. Ja nie miałam nic do powiedzenia. Szczerze to nie wiem dokładnie czy to tylko o to chodziło. Odkąd dwa tygodnie temu skończyłam 16 lat Camille i Nate są jacyś zagadkowi. Ciągle są jakieś wymówki abym nie chodziła sama po ciemku, jakby nagle przypomnieli sobie ze żyję. Martwią się o mnie, a ja tego nie potrzebuję. Już nie. Najdziwniejsze jest to że mam kategoryczny zakaz wychodzenia z domu, po zmroku, w dzień najbliższej pełni. Oni chyba naprawdę zwariowali. Weszłam do pokoju, wzięłam piżamę i poszłam się wykopać. Była już 23 gdy wyszłam z łazienki. Położyłam się pod satynową pościelą i zaczęłam rozmyślać nad jutrzejszym dniem. Pierwszy dzień w nowej szkole. Jacy są tam ludzie? Czy już pierwszego dnia będę musiała komuś wpiepszyć? Z tymi myślami zasnęłam.
***
Stałam przed garderobą niewiedząc w co się ubrać. Było ciepło wiec wyjęłam czerni rurki, i koszulkę z odsłoniętymi plecami. Weszłam do łazienki, uczesalam się i umalowałam. Lubiłam mocno podkreślać swoje oczy. Szybko ubrała przygotowane wcześniej ciuchy i przejrzałam się w lustrze.
- Fuck. - pomyślałam. Zapomniałam o tatuażu. Zrobiłam go sobie w 15 urodziny. Była to ogromna głową wilka, zakrywająca prawie całe plecy. Szybko przeszukałam szafe i znalazłam czarny sweter z rękawem do łokcia. Umyłam zęby, dzieła torebkę i zbiegła po schodach na parter. Wrzuciłam do torebki kanapkę przygotowaną przez Lucy i dwa jabłka. Szybko ubrała moje troszkę brudne już Conversy, zgarnęłam klucze do Mustanga i wyszłam z domu. Jechałam szybko, była już 7.40 , a na 8.00 miałam pierwszą lekcje. Po piętnastu minutach wjechałam na szkolny parking. Wyszłam z auta i nie zwracając uwagi na fakt że 40 osób które właśnie siedziało na ławkach przed szkołą, gapi się na mnie jak na oszołoma. Bywa. Cały budynek przypominałwwięzienie. Serio. Szare ściany, brak firanek woknach i rradnych roślin przed budynkiem, nie licząc trawy. Jedyne co odróżnia te miejsca to to, że tu nie ma krat w oknach. Westchnęłam ciężko. Może nie będzie tak źle? Wolnym krokiem ruszyła z stronę dużych drewnianych drzwi.
środa, 11 marca 2015
Rozdział 1
-Ir, pośpiesz się.-zaszczebiotała moja matka.
-No już idę do cholery!-wrzasnęłam poirytowana. Stałam na środku swojej ogromnej łazienki. Spojrzałam w lustro. Ciemno brązowe włosy opadły bezwładnie na moje ramiona. Twarz miałam bladą, a czekoladowe oczy otoczone gęstym rzęsami. Na powiekach starannie nałożony czarny cień i grube kreski zrobione eyelynerem. Ubrana byłam jak zwykle, czarne rurki, koszulka z głębokim dekoltem i ciemno granatowa bluza z kapturem. Na nogach miałam niegdyś białe Conversy. Wyszłam powoli z łazienki kierując się w stronę mojego pokoju. Jak najszybciej wzięłam torebkę i zeszła po schodach do obszernego korytarza. Przechodząc obok salonu zobaczyłam , że nie ma tam już żadnych mebli.
-Szybko się uwineli. -pomyślałam. Wyszłam z domu. Było mi szkoda ze się wyprowadzamy, ale nie dałam tego po sobie poznać. W końcu spędziłam tu 15 lat.
-No nareszcie.-jękną mój ojczym, Nathaniel. Był on wysokim, dobrze zbudowanym 40-latkiem. Jak na swój wiek trzymał się całkiem nieźle. Był przystojny. Miał bujne włosy koloru blond. Gdzieniegdzie zobaczyć można było siwe kosmyki. Miła przenikliwe niebieskie oczy.
-Jak chcesz mogę sobie tam jeszcze postać.-warknęłam. Juz miał coś powiedzieć, ale na jego ramieniu pojawiła się ręką kobiety.
Moja matka była osobą radosną. Aż za bardzo. Cieszyła się ze wszystkiego, chyba że było to związane z moją skromną osobą. Tak samo jak Nat, miała blond włosy i niebieskie oczy. Była średniego wzrostu. Zawsze ubierająssię w żywe kolory.
Obok nich stała Mega, moja 11 letnia siostra. Można pomyśleć że z wyglądu moja matka, Camille, i Nathaniel wyglądali jak dwa aniołki, ale przy Mega to nic. Dziewczynka miała tak jasne włosy, że wyglądały jak śnieg lub biały puch. Jasno niebieskie oczy przewiercały duszę na wylot.
-Irlayn. - oho, zaczyna się -Proszę cię, wsiądź do samochodu. -matka zawsze tak mówiła gdy jest na mnie zła. Chyba musi się w końcu przyzwyczaić. Niechętnie powłokami nogi w stronę auta.
-Rodzice są na ciebie źli.-Mega wyszczeżyła białe ząbki w złośliwym uśmieszku. Mała suka. To przez nią wyprowadzamy się z Nowego Yorku. Ugryzłam się w język, żeby jej nie odpowiedzieć. Wyjęłam mojego IPhone'a i słuchawki. Zaczęłam słuchać muzyki i rysować coś w moim zeszycie. Mieliśmy jechać aż 5 godzin. To będzie długa podróż.
--------------------
Hej wszystkim :) rozdział krótki, ale będę statała się pisać co 2 dni :) Jak wam się podoba ? Czekam na szczere opinie w komentarzach :* Do napisania ;)
-No już idę do cholery!-wrzasnęłam poirytowana. Stałam na środku swojej ogromnej łazienki. Spojrzałam w lustro. Ciemno brązowe włosy opadły bezwładnie na moje ramiona. Twarz miałam bladą, a czekoladowe oczy otoczone gęstym rzęsami. Na powiekach starannie nałożony czarny cień i grube kreski zrobione eyelynerem. Ubrana byłam jak zwykle, czarne rurki, koszulka z głębokim dekoltem i ciemno granatowa bluza z kapturem. Na nogach miałam niegdyś białe Conversy. Wyszłam powoli z łazienki kierując się w stronę mojego pokoju. Jak najszybciej wzięłam torebkę i zeszła po schodach do obszernego korytarza. Przechodząc obok salonu zobaczyłam , że nie ma tam już żadnych mebli.
-Szybko się uwineli. -pomyślałam. Wyszłam z domu. Było mi szkoda ze się wyprowadzamy, ale nie dałam tego po sobie poznać. W końcu spędziłam tu 15 lat.
-No nareszcie.-jękną mój ojczym, Nathaniel. Był on wysokim, dobrze zbudowanym 40-latkiem. Jak na swój wiek trzymał się całkiem nieźle. Był przystojny. Miał bujne włosy koloru blond. Gdzieniegdzie zobaczyć można było siwe kosmyki. Miła przenikliwe niebieskie oczy.
-Jak chcesz mogę sobie tam jeszcze postać.-warknęłam. Juz miał coś powiedzieć, ale na jego ramieniu pojawiła się ręką kobiety.
Moja matka była osobą radosną. Aż za bardzo. Cieszyła się ze wszystkiego, chyba że było to związane z moją skromną osobą. Tak samo jak Nat, miała blond włosy i niebieskie oczy. Była średniego wzrostu. Zawsze ubierająssię w żywe kolory.
Obok nich stała Mega, moja 11 letnia siostra. Można pomyśleć że z wyglądu moja matka, Camille, i Nathaniel wyglądali jak dwa aniołki, ale przy Mega to nic. Dziewczynka miała tak jasne włosy, że wyglądały jak śnieg lub biały puch. Jasno niebieskie oczy przewiercały duszę na wylot.
-Irlayn. - oho, zaczyna się -Proszę cię, wsiądź do samochodu. -matka zawsze tak mówiła gdy jest na mnie zła. Chyba musi się w końcu przyzwyczaić. Niechętnie powłokami nogi w stronę auta.
-Rodzice są na ciebie źli.-Mega wyszczeżyła białe ząbki w złośliwym uśmieszku. Mała suka. To przez nią wyprowadzamy się z Nowego Yorku. Ugryzłam się w język, żeby jej nie odpowiedzieć. Wyjęłam mojego IPhone'a i słuchawki. Zaczęłam słuchać muzyki i rysować coś w moim zeszycie. Mieliśmy jechać aż 5 godzin. To będzie długa podróż.
--------------------
Hej wszystkim :) rozdział krótki, ale będę statała się pisać co 2 dni :) Jak wam się podoba ? Czekam na szczere opinie w komentarzach :* Do napisania ;)
wtorek, 10 marca 2015
Prolog
Czasami człowiek czuje się wybrykiem natury. Jakby nie pasował do reszty społeczności. Czasem jest odmieńcem nawet w swojej rodzinie. Po prostu jest inny...
...ale inny nie znaczy gorszy.
Cała ta historia zaczęła się 16 lat temu, gdy moja "kochana" matka zaszła w ciążę. Czuliście się kiedyś niechciani? Ja tak. I to codziennie. Przyszłam na świat ale nikt mnie tam nie chciał. Matka, odkąd tylko pamiętam, siedzi w pracy. Nie znam swojego prawdziwego ojca. Ale nie rozpaczam. Mój ojczym, Nathaniel, ma mnie tak samo gdzieś jak matka. Możecie powiedzieć że to nic nie warta historia kolejnej zakompleksionej nastolatki. Nic bardziej mylnego. Nazywam się Irlayn Light, i przedstawiam wam moją historię. Z "innymi" ludźmi. I miasteczkiem pełnym tajemnic.
Subskrybuj:
Posty (Atom)